Przy porannym karmieniu młoda indyczka wydostała się z kurnika i dała drapaka. Anna poszła za nią trop w trop, z ostrożnością Indianina. Tym sposobem trafiła do tajemnego gniazda, na tyłach za naszą działką, w lesie. Pod kupą uzbieranych tam po wycince gałęzi, przy drzewie nasza jenduszka cupnęła sobie cichutko. Deliberowałyśmy (przez telefon) co teraz zrobić. Czekać, aż zniesie jajo i zejdzie? Czy przechwycić ją i zamknąć w stodole? Dotarłam na miejsce ukryte i zdecydowałyśmy się jednak ptaka ucapić i gniazdo spenetrować.
Anna zatem zrobiła cap! zdecydowanymi ruchami, choć i tak indyczka zrzuciła wtedy z siebie dużą część długich piór ze skrzydeł i ogona, aby się wyśliznąć. Udało się ją przytrzymać i dobrze uchwycić. A ja naliczyłam w dzikim gnieździe osiem jaj. Zabrałam je w misce do domu.
Trudna decyzja będzie, podłożyć, czy nie? Po pierwsze mogą być niezalężone, bo indor już jakiś czas temu życie oddał. Tu jednak jest pewna szansa, że jednak zdążył ją pokryć, a indyki robią to tylko raz, bądź dwa razy (w przeciwieństwie na przykład do koguta czy gąsiora, który musi za każdym razem zapłodnić jajo). Po drugie: nie wiadomo, czy nie są owe jaja wychłodzone. Mimo wszystko noce są zimne prawie cały czas. Tu na pocieszenie myślę sobie, że przecież indyki to ptaki amerykańskie, które mnożyły się w stanie dzikim bez problemu w ostrym klimacie. Może jest jakaś szansa...
Jenduszka zatem wylądowała w stodółce, jaja ułożyłyśmy w gnieździe urządzonym dla niej w starej balii. Po godzinie zerknęłam, udało się, zasiadła na nim, aby znieść kolejne.
Poza tym nadszedł też dzień, gdy naszym gusiom zachciało się fruwać. Jedna całkowicie nagle, bez zapowiedzenia wyskoczyła z pudła w dół, do pudła kurczaków, gdzie narobiła ogromnego rabanu, część kuraczków porozfruwała się wokół z piskiem i trzeba je było wyłapywać. Druga zaś zapragnęła wylądować na podłodze z drugiej strony. Zdążyłam wydać z siebie paniczny okrzyk i Anna błyskawicznie oderwała się od komputera i chwyciła Szczepana w locie! To najdorodniejsza gąska w naszym stadku, szkoda by była wielka, gdyby okulała, albo stała się inną kaleką.
W takim razie trzeba było zrobić przemeblowanie. Teraz gęsi mieszkają nie w dwóch, a w trzech pudłach, na palecie umieszczonej na podłodze, więc nawet, gdyby zapragnęły wyskakiwać, to nie powinny nic sobie zrobić. Uspokoiły się. Zwyczajnie było im za ciasno.
Ale wesoło tam u Was :)
OdpowiedzUsuń"Dzieci" krnąbrne jak widać :)))
Może z tymi indykami się uda. U mnie indyki można trzymać, ale dopiero większe takie w piórkach, bo mniejsze padają podobnie jak kurczęta jeśli chodzą po dworze. Nigdy babcia nie mogła kury nasadzać tylko kurki podrostki kupowała albo trzymała kurczęta w komórce pod lampą do czasu aż porosły. Ja też kurki podrostki kupię...Tylko kaczki od małego mogą być...
OdpowiedzUsuńWesoło i radośnie i przygód wiele u Was, przynajmniej jak się czyta siedząc wygodnie w fotelu. Jenduszka, gusie - takie piękne słówka.
OdpowiedzUsuńOdnośnie kur, nasienie koguta "przechowywane" jest w systemie rozrodczym kury do czterech tygodni, więc nie całkiem jest tak, że kogut musi zapłodnić za każdym razem ;)
OdpowiedzUsuńAle ja widzę, że się stara za każdym razem. ;-) ES
OdpowiedzUsuńStaranie to co inszego ;-)
UsuńW takim razie to dowód na to, że żydo-katolicki pogląd, że seks służy tylko prokreacji został obalony przez przyrodę. Poza tym widziała ja już inne dziwy zakazane przez kościół wśród zwierząt! ES
UsuńNo ale kogut chce prokreacji, bo do tego go natura stworzyła, a głupszy jest niż mój ogier co jak popatrzy z bliska na klacz co nie jest w pełnej rui, to zaraz wzrok odwraca, he he
UsuńMyślisz, że to zależy od poziomu głupoty kurzych samców? To co można sądzić o ludzkich? ES
UsuńKogut przecież, to kurzy móżdżek ;-))
UsuńNo, dobra, zabłąkałyśmy się. Bo co jaki ma mieć kura mózg, jak nie kurzy. Itd. itp. ;-)
UsuńA Szczepan to mój mąż :)
OdpowiedzUsuńTen Szczepan tak do końca jeszcze nie został zidentyfikowany jako samiec. Można powiedzieć, na razie jest dżenderowy. W każdej chwili mogę go przemianować na Szepcię, albo raczej Szczypcię. ;-)
Usuń