22 kwietnia 2014

Kołowrotek codzienny

No, i zaczęła się robota, z dnia na dzień taka, że ledwie sobie radzimy we dwie. Nawarstwiają się terminy (święta, po świętach), gonienie, żeby zdążyć. Na święta nie zdążyłyśmy z posprzątaniem domu. Były pilniejsze prace. Zaczęło się mleko i codzienna przeróbka na ser, to mnie unieruchamia od rana do "poobiadu" codziennie, świątek piątek w domu. Dochodzi karmienie rosnącego drobiarstwa, coraz bardziej żarłocznego. Muszę tego pilnować. Także palenie pod płytą, gotowanie karmy na kolejny dzień, obiadu, grzanie wody. Anna zatem zajmuje się wszystkim co na zewnątrz, spotykamy się na obiedzie i potem znów rozchodzimy. Aż do przedwieczornego obrządku i karmienia całej reszty dobytku.
W ciągu tych koniecznych codziennych obowiązków nadzwyczajne prace są jak dodatkowy bagaż na plecach. Bo trzeba wreszcie jednak dom porządnie wysprzątać, umyć, odkurzyć, wyprać co się da, zmienić, przewietrzyć.
Sprawdźcie, o której robię ten wpis.Właśnie dopiero kilkanaście minut temu usiadłam do komputera, po całym dniu na nogach. Dwanaście godzin pracy. Hm... Bez wolnej soboty i niedzieli, bez wolnych świąt, bez urlopu i bez wakacji. Tzn. wakacje są w zimie, ale wyjechać się wtedy nigdzie nie daje.
Wieczór jest krótki. Chwila odprężenia w necie, Anna ogląda jakiś badziewny serial, na którym usypia w połowie odcinka i muszę gasić komputer. Po czym spanie. Aż do porannego: "Ewa, wstawaj! Już wpół do ósmej."

No, dobra, dość tych smętków. Rozpogodziło się. Gąski urzędują całymi dniami w ogródku, albo w folii, albo na ogrodzonym dla nich specjalnie wybiegu. Biorą się już za skubanie traw i liści mleczu i babki. Ostatnie trzy dni, także deszcz sprawiły, że trawa i liście ruszyły szybko i rozwijają się w oczach. Po śliwie zakwitła czeremcha przed domem. W południe słychać brzęk pracowitych owadów, pszczół, bąków, migoczą skrzydełkami motyle, zapylających kwiaty. To i tak prawie dwa tygodnie przed czasem, bo zwykle taki rozkwit notuje się na Podlasiu od 1 maja. Dziś zagrzmiało po raz pierwszy w tym roku, ale deszczu z tego nie było, ani tym bardziej burzy. Dobrze, trzy prania zdążyły przeschnąć na powietrzu.

2 komentarze:

  1. a ja wam ciut zazdroszcze tej codziennej krzątaniny :) zmęczenia i błogiego snu po.I u mnie zagrzmiało niby w Białymstoku pokropiło ale juz 15 km dalej nic-moze w nocy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak ciężko pracujecie od rana do nocy, psychicznie, fizycznie i emocjonalnie. Dobrze, że możecie liczyć na wsparcie finansowe funduszy. Trzymam kciuki by pieniążki na koncie były szybko, kto szybko daje - dwa razy daje.

    OdpowiedzUsuń