Przed południem zaszedł do nas stary Mikołaj. Z tuzinem jaj. A za co? A dla jaj.
No, poważnie mówiąc, za podwózkę żony do dentysty. Tyle, że ta wycieczka dentystyczna, kilkukrotna, dotyczy kilku pań z naszej wsi, i nasz-też, więc powtarzam, dla jaj.
W zamian dostał upieczonego chleba żytniego na zakwasie, aninej roboty. Taki mamy handel wymienny na wiosce.
Pogadalim sobie też o jajach, a raczej o ich wycinaniu, różnym zwierzakom. Rolnicy przeważnie mają wśród siebie jednego czy drugiego, kto umie to robić. Ale na ogół chodzi o czyszczenie prosiąt. Co do baranów musimy zapytać tego i owego, ale to już umiejętność zanikająca. Z koziołkami zatem najlepiej udać się do weterynarza.
- On takie specjalne szczypce ma, chwyta, zaciska, krew nie płynie i wtedy przecina woreczek i wyciska jajko.
Czyli jak w komedii Kusturicy, którą żeśmy sobie niedawno obejrzały w necie. Tyle, że tam byk osuwał się na ziemię pod wpływem hipnozy, a Mikołaj opowiada, że bykom to się robi na stojąco. Ogierom na leżąco. O "sztucznym zapładnianiu" indyczki też było, he! i dopiero po komentarzu Wojtka Majdy pojęłam, że to była satyra na Amerykę.
O polityce też pogadaliśmy. Mikołaj ma do tego podejście filozofa.
- Ja ośmdziesiąt lat skończył już, co mnie tam. Niech tam się gryzą i zmieniają, byle jeść było co.
A poza tym dokleiłyśmy kilka brakujących w jednym kącie kuchni płytek terakoty, na zmianę fugowanie, a w międzyczasie warzenie golonki i nóżki z wieprzkowej ćwiartki, cośmy ją kupiły przed świętami, na piecu c.o. Wyszło sporo galaretki.
uuuuuuuuuuuuuu po przeczytaniu postu mam jakiś dziwny ucisk w podbrzuszu, albo i poniżej
OdpowiedzUsuńwiem, wiem, miastowy jestem i nieobyty :P
pozdr.,
he, cóż powiedzieć mam?
OdpowiedzUsuń