Zero stopni to prawie jak lato. ;-) Kicia wreszcie odkleiła się od kuwety, którą uzurpuje sobie na wyłączność w czas mrozów. I kocury to respektują! Bez żadnego "miau" wychodzą kupkać na mróz i śnieg, a ona nie. Czym niewymownie złości Anię.
- Tylko nie krzycz na nią, gdy siedzi już w kuwecie! - ostrzegam profilaktycznie - Wtedy zacznie się załatwiać na twoim ukochanym chodniczku na przykład, a kuweta będzie stała pusta... W końcu po coś jest.
- Ale ona zwyczajnie nigdy tak często się nie załatwiała jak teraz to robi! - gniewa się Ania.
- Trudno. Rzeczywiście pije często wodę, to pewnie suche powietrze w domu. I je za dwie, bo jeszcze myszy łapie i przepuszcza przez siebie - tłumaczę zwierzaka. Choć to ja muszę czyścić co rusz kuwetę z piasku, który ma ten mankament, że nie pochłania kocich smrodków w ogóle. I o to właściwie cały dym trwa.
Tak do końca nie wiem, czemu Kicia tyle pije i je. Przecież kocury też żyją pod tym samym dachem i równie często jedzą. A jednak rzadko wychodzą za potrzebą i nie piją tyle wody. Może to jakaś urojona ruja? Mózgowa? Bo zauważyłam też pewne prowokacyjne zabawy ze strony kotki wobec kocurów. Lecz te, gdy wykażą tylko zainteresowanie zaraz dostają pazurami po paszczach. Łacio już jest dawno pogodzony i niewiele sobie z tego robi. Raczej nie daje się sprowokować. Znalazł sobie dzikie kotki na wiosce i wywalczył pozycję wśród kocurów już zeszłej zimy (kosztem blizny na nosie i rozerwanego ucha). Wobec Kici okazuje po mężowsku aseksualną przyjaźń. Ale Jasiek, który jest prawiczkiem i nigdy nie zdobył jeszcze żadnej samiczki co rusz ściąga na siebie gniew Kici. Potrafi mu nieźle wtłuc.
Kicia prowokuje także Kolę do zabawy, która w moich oczach dość groźnie wygląda, ale pewnie taka nie jest. Mianowicie udaje obcego kota. Przebiega najeżona przed nosem psa, a Kola czuje się zaproszona do gonitwy i rusza za nią galopem. Kotka skokami błyskawicznie dopada pierwszego lepszego drzewa i wdrapuje się tam wysoko, a pies szczerzy zęby i szczeka groźnie pod drzewem. Co ciekawe, nauczyła tej zabawy także Jaśka. Który robi niekiedy dokładnie tak samo jak ona. Może ma to więc pedagogiczny charakter wobec jedynaka, który jeszcze życia nie zna i dopiero czekają na niego niebezpieczeństwa, gdy w końcu pójdzie na wieś za głosem serca.
A tak poza tym koty z psami są zaprzyjaźnione. A nawet, gdy Kicia okupuje posłanie Koli koło kaloryfera, Kola bez najmniejszej obrazy czy próby walki o swoje przenosi się posłusznie do pokoju.
Ponieważ było dzisiaj ciepło, otworzyłam na dłużej kurnik i oborę. Kury wyszły i wyjadały spadłe z kozich misek ziarno przed oborą. W końcu nakarmiłam je w kurniku i zamknęłam za nimi drzwi. I niedługo potem usłyszałam gdakanie jakiejś zabłąkanej kokoszki. Poszukałam i znalazłam ją... na czubku śliwy rosnącej koło ubikacji. Straciła z oczu stado, przestraszona śniegiem wskoczyła na gałęziową grzędę i tam trwała. Chciałam ją złapać na gałęzi, ale wystraszona wystartowała do lotu i... przefrunęła kilka metrów nad ziemią ponad całą szerokością podwórza. I przerażona brakiem gruntu do lądowania osiadła na... dachu stodółki. Niczym dziki ptak.
Posiedziała tam trochę, aż nakarmiłam kozy. W końcu Ania ruszyła na nią z grabiami i kurka wystartowała z dachu ku otwartej oborze. Wylądowała dokładnie na progu koziarni.
Stamtąd już się dała spokojnie zaprosić do kurnika.
Ot, Zielone Nóżki fruwające. Trzeba pamiętać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz