Jeszcze przed śniegiem zaglądały ciekawie na taras. Teraz są codziennymi gośćmi. Można powiedzieć, że stałe stadko. Sikorek bogatek (w liczbie pięciu, tak samo jak zeszłej zimy). Dołączyły do nich... płochliwe sójki. Najpierw jedna, zaglądająca podejrzliwie w głąb tarasu i co najwyżej posiadująca na płocie. Lecz wczoraj sprowadziła ze sobą trzy inne i już śmielej wszystkie zajrzały pod dach, siadając nawet na stole pod moim oknem, na którym Ania rozsypała trochę ziarna.
- To te same, co u mnie - stwierdziła pani Wiera - Syn powiesił im słoninkę, ale te skurczybyki nie jedzą tam, gdzie wisi, tylko urywają ją i zabierają ze sobą! Może pół godziny pobyła.
I racja. I u nas usiłowały porwać łup, ale był mocno przymocowany i odstąpiły.
Sikorki zlatują się także do karmienia kóz i kur, w czasie, gdy obora i kurnik są na trochę otwarte.Napełniają powietrze nad całym obejściem podnieconym świergotem i zaglądają furkocząc skrzydełkami do środka tu i tam.
Jasiek patrzy na nie przez okno podnosząc wargi i warcząc. Ale kiedy jest na zewnątrz (krótko, bo długo moje kociska nie wytrzymują mrozu) nie zauważyłam, aby próbował na nie polować. Zresztą sikorki są sprytne i inteligentne (podobnie jak moje ukochane wróble, które tutaj prawie nie występują) i na widok kota odfruwają na bezpieczną odległość.
(Trochę słońca nigdy nie zaszkodzi, nawet na trzeszczącym mrozie...) Dzisiaj 14 na minusie. I prószący śnieg.
Wnętrze kurnika, kury w oczekiwaniu na paszę zgromadziły się blisko, ale mało która jest na tyle odważna, aby wstąpić na śnieg. Co najwyżej Zielone Nóżki fruwają z zaspy na zaspę, niczym prawdziwie lotne ptaki. Jednak dzisiaj wolały otoczyć swego Ancymona.
Apetyt Zofiji dopisuje. Obok jej wnuczka, wiktorynka, o imieniu Gwiazda, nasza rekordzistka mleczna. Właśnie spożyły krojone jabłka i chętnie zjadłyby więcej, jak wymownie biała wice-szefowa stada pokazuje. Co do temperatury to starzy rolnicy uważają, że bydło w czas mrozu robi się zdrowsze... Ja dodam, że oczywiście, gdy ma paszę, dach nad głową, szczelną oborę i nachucha sobie całkiem sporo ciepełka wokół siebie...
W stadzie zawsze raźniej i cieplej. Kozy przytulają się do siebie siedząc w kręgu, zagrzebane w sianie, żują i wydzielają tyle ciepła, że w porze ponad 20-stopniowego mrozu (jak było niedawno temu w nocy) wytwarzają atmosferę w całej oborze... bliską zeru.
Na podwórzu poruszamy się z Kolą i co odważniejszymi kurami (jak widać, to zwykłe zeszłoroczne nioski) wytyczonymi i ubitymi ścieżkami. Śnieg już pod spodem stwardniał (wczoraj było nieco cieplej) i trudno się po nim chodzi. Robi się ślisko.
Gusia coś o tym wie, wychodzi tylko na kilka minut na paszę i świeżą wodę, a potem znów wskakuje na swoje sianko w koziarni i grzeje łapki.
I pełna prezentacja boksu po lewej. Zawsze, gdy dźwierza otwieram wita mnie Mariano Kaziuczek wespół z młodymi żonkami, Zuzią (córką Zofiji) i Walentynką (córką Gwiazdy). W ten oto sposób.
Kozy sa cudne :))
OdpowiedzUsuń