20 grudnia 2010

Łacio & syn

Radość wielka. Po dwóch nocach i pół oraz trzech dniach nieobecności Łacio wrócił w domowe pielesze.
Zaczyna się sezon na kocie ruje.
Jestem świadoma, że to była dopiero gra wstępna. I dogadzam Łaciowi, żeby prędko zregenerował ubytek tłuszczu, zgromadzonego jesienią na ten trudny dla kocurów czas. Najgorszy jest zawsze styczeń. Potem luty nieco lżejszy. I marzec już bardziej rozluźniony, bo cieplej i takie nieobecności nie są aż tak bardzo niebezpieczne dla jego zdrowia. (Przypomnę, Łacio ma na koncie jedno złamanie i jedno mocne nadwyrężenie tylnej nogi, ostre zadrapanie na pyszczku pomiędzy oczami, rozerwane lewe ucho, silne wychudzenie i depresję po dwutygodniowej nieobecności w najgorszy czas zimowy oraz liczne zadrapania i pogryzienia na całym ciele).
Na zdjęciu poniżej Łacio (pierwszy z prawej) i Jasiek, czyli ojciec i syn. To nieprawda, że koty są samotnikami. Są bardzo rodzinne i tworzą klany, gdy tylko im na to pozwolić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz