24 listopada 2010

Słowo o zalewaniu robaka

Przyjechał gipsokarton. Jutro chłopaki będą mieli co robić.
Oprócz tego ćwierć świni, przednia. 47 kilogramów ciepłego jeszcze mięsa. Leży teraz w pracowni na stole i odparowuje. Niemniej skusiło mnie na zrobienie świeżonki, świeże mięsko z cebulką, przysmażone na patelni. Nakarmiłam nim jeszcze całą brać domową, bo zostało. Niech się ucieszą i zwierzaki.
A propos zatem tematu świniobicia przypomniała mi się taka historia, opowiadana przez miejscowych znajomych.
Jeden mężczyzna był myśliwym. Upolował niedużego dzika, i zjadł go wespół z kilkoma kolegami zaraz po polowaniu. Wkrótce źle się poczuł i zjawił się u lekarza. Ten po badaniach stwierdził początek włośnicy.
- Co robić panie doktorze? Inni też zjedli... - na wszystkich padł blady strach.
- No, medycyna oficjalna nie zna na to skutecznego lekarstwa, ale ludowa, jak sami wiecie, i o wszem... - stwierdził lekarz. I zaordynował im ni mniej ni więcej, tylko... zalać robaka.
Chłopaki czym prędzej zabrali się do leczenia. Sam pan doktor kazał. Leczyli się tak, dzień, dwa, trzy, i więcej. Robota stała, a oni mocnym samogonem dezynfekowali swoje arterie, narządy wewnętrzne i mięśnie. W końcu pierwsza nie wytrzymała żona któregoś z nich. Gdy minął tydzień udała się do lekarza.
I już od progu zawołała:
- Panie doktorze, panie doktorze! Czy oni już mogą przestać się leczyć?!
Lekarz zbaraniał. Nie sądził, że będą tacy pilni.
Stwierdził z powagą, że mogą i kazał zrobić badania. Żaden już nie miał robali. Wszystkie szczęśliwie wytruli...

Tyle anegdoty, gwoli przemyślenia.

3 komentarze:

  1. Mocne :)

    Kiedyś słyszałem coś takiego (może być miejska legenda) o studentach, którzy przed sesją pili bimber. W trakcie libacji jeden poszedł do kibelka za potrzebą. Po chwili koledzy słyszą krzyk z ubikacji. Mocno podpity student krzyczy wniebogłosy "Ludzie, ludzie, ratunku! Jelito wysrałem!" No i rzeczywiście "coś tam" mu zwisało. Zadzwoniono po pogotowie. Po przyjeździe karetki okazało się, że to tasiemiec wolał się wyprowadzić, niż w takim środowisku żyć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki z tego morał?

    Kto pije i pali nie ma robali :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Morał? Pij bimber, jeśli już masz na picie ochotę. I zakąszaj czosnkiem...
    Serio, to anegdota adresowana do zestresowanych Mieszczan, którzy bez pieczęci świeżego mięsa nie tkną.
    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń