30 listopada 2010

Przebudzenie

Aj, obudzilim się pośród zimowej ciszy, w śniegu po kolana, bez szufli, z zamówionym towarem od kuriera. Patrzę przez okno na sikorkę, śniadaniującą radośnie na skórce z kabana, która wisi od wczoraj pod dachem tarasu. Jakoś to będzie! Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było!

2 komentarze:

  1. Ja się tak obudziłam wczoraj i trwam w odcięciu od świata. Szuflę pożyczyła sąsiadka, bo oni muszą wyjechać z domu do pracy. Ja jeszcze nic nie muszę, ale i mnie w końcu przyciśnie. Sikorki, dzięcioły pasą się na boczku i słoninie za oknem sypialni. Gdyby człowiek nie potrzebował jeść, chciałoby się rzec: "chwilo trwaj" :-)
    Właśnie się zorientowałam, że napisałam dłuższy komentarz od Twojego posta :-)))
    Trzymajcie się dziewczyny cieplutko na tym drugim końcu Polski :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. He, chleb nie dojechał do wioski. A my szpadlem i miednicą (sic!) przedzieramy się od garażu do bramy, te 40 metrów, a za bramą jeszcze z 10. Pługa dotąd nie było, więc to raczej sobie a muzom ta praca, bo żeby na drogę wyjechać nie można się bez niego obejść. Chyba, żeby brygadzie wiejskich chłopaków flaszkę postawić. Ale oni też zimują przed telewizorem, ni widu ni słychu!
    No, to teraz rozpalam w piecu i pieczemy chleb.
    Pozdrowienia zimowe wsiem zas(y)panym ;-)
    Ewa

    OdpowiedzUsuń