Praca trwa. My przy sicie, chłopaki na górze od rana stukają i pukają, kończąc drugi skos (wczoraj mieli jeden zaplanowany dzień przerwy).
Zaraz po zmroku zaległa nad wioską wielka gęsta mgła. Piec rozpala się przez to bardzo opornie. Ogień załapał po trzecim razie i jeszcze dość długo ledwie się tlił, zanim wreszcie zahuczał jak zawsze.
Piec wraz z kominem jest zawsze idealnie skorelowany z pogodą, wilgotnością, wiatrem, temperaturą i ciśnieniem panującymi na zewnątrz. Przy każdej zmianie warunków i on inaczej się pali. Bywa, że szybko gaśnie albo dymi. Lub na odwrót, trzeba dokładać co chwila i szyber przymykać, bo cug jest aż zanadto silny.
Witajcie :) przeczytałam dzisiaj .. cały blog, wpis po wpisie, żałując, że dopiero teraz się o nim dowiedziałam ( Ł.dziękuję ;) ) .
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, chciałabym mieć w sobie taką odwagę, wyjechać, zacząć wszystko od nowa ..pozdrawiam, nowa czytelniczka:)