Styropian pod wierzchnią wylewkę posadzki w kuchni kupiony.
Zrobiłam kolejny ser miękki, tym razem wraz z solą posypałam go zmielonym pieprzem.

Kiedy Ania pasła kozy za stodołą u pani Ziny, gdzie w gęstej zielonej trawie chowały się nieomal z rogami jak w buszu, ja zajęłam się wędzeniem kolejnych serów parzonych. Siedząc przy wędzarce obserwowałam nadciągającą z zachodu ciemną, ponurą chmurę. Wraz z nią w pewnej chwili powiał porywisty wiatr i spadł deszcz. Przypomniał mi się sen o wjeżdżającej niby pociąg na dworzec PKP polskiego miasta prowincjonalnego - wielkiej mrocznej chmurze, w której ukryta była łódź wiosłowa... brr.
Poza tym kwoka z pisklętami odbyła wczoraj pierwszy spacer na dworze. Zajęła się z pasją grzebaniem w ziemi, pokazując małym co i jak prawdziwe kury jedzą. Maluchy ganiały zatem z dżdżownicami w dzióbkach, które były wobec ich wielkości niczym węże. Niestety, matucha tak się zapamiętała, że grzebała ziemię wraz z niektórymi nieostrożnymi pisklętami i odrzucała je energicznie pazurzastymi nogami od siebie, aż się jeden biedaczek mocno zachwiał i przez chwilę go zarzucało. Czym prędzej wyłapałyśmy więc towarzystwo i do pudła. Za wcześnie na takie eskapady.
