Od rana praca na powietrzu, bo i deszcz ustał i słońce wyjrzało. Tarmoszenie drewna. Powoli układają się ścianki zapasów zimowych, porządkują resztki materiałów po budowie, zdatne do udoskonalenia obory.
Kozy poszły, bez rozbeczanych chłoptasiów pozostawionych musowo w boksie, na wypas do sadu i zajęły się świeżą trawką i okorowywaniem gałęzi jabłoniowych. Kurki spisały się na medal. Siedem jaj! na 8 niosek.
Po południu hydrauliki ciąg dalszy... I dało się skończyć. Woda na górę została poprowadzona dwoma kanałami do kranu w kuchni i prysznica w łazience, odpływ do kibelka i brodzika zamontowany, zawór sterujący dwoma systemami wodonośnymi (albo z hydroforu - albo z wodociągu państwowego) wypróbowany w działaniu (powróciłyśmy do własnej wody zaraz, ale zawsze w razie awarii prądu lub studni jest alternatywa). Nawet kibelek na dole przykręcony wreszcie, lecz - jak pech to pech - okazało się, że nie ma w rurze odpływowej gumowej uszczelki i woda przecieka na podłogę. Trzeba kupić i założyć. Dopiero wtedy nastąpi uroczysta inauguracja pełnej używalności wc i skończy się Era Wychodka trwająca w naszym życiu od dnia przeprowadzki na Podlasie, czyli 5 września 2005 roku. Za kilka miesięcy byłoby 6 lat!
Aj, i zapomniałabym, a ważne! Uwidziałam ja dzisiaj - po raz pierwszy w tym roku - około południa, pracując na dworze. Trzy kołujące nad Zagrodą bociany, w kominie powietrznym. Krążyły dość długo, zniżając i podwyższając lot, w końcu odfrunęły na zachód, a właściwie... zniknęły gdzieś w niebie.
Zazdroszczę wody w domku, my mamy obiecaną koparkę na "po świętach", a wodę będziemy kopać trochę na czuja, niby na linii wodonośnej, zobaczymy. Pozdrawiam serdecznie, a u Mamy zbierałam ostatnio jaja z gniazd, niosą się ładnie.
OdpowiedzUsuńNo to nadejszła wiekopomna chwila!!!! Gratulacje. :-)))
OdpowiedzUsuń