24 kwietnia 2011

Ale jaja!

Zachmurzyło się i odrobinę popadało. Dzięki temu był motyw, aby nie wypuszczać kóz na trawę. Tym samym uszczknąć sobie codziennej pracy i poświętować.
Śmiechu warte, kozuchy znowu zakochane. W Królu rzecz jasna. Nie ośmieliłyśmy się go sprzedać mało doświadczonemu hodowcy. Prawie wszystkie merdają teraz ogonkami (trzeba uważać przy dojeniu, żeby po buzi nie dostać) i prześcigają się w ekspresyjnym beczeniu. Najmocniejsza jest w tym Misia (nota bene matka Króla), która dysponuje dramatycznym altem i robi przy tym minę wargami w dół jak na greckiej masce teatralnej.
- Gdyby wystawić operę, słuchaj, to Luba byłaby przewodniczką chóru, Dziunia z Kazią śpiewałyby w chórze, a Misia byłaby solistką. Więcej, słuchaj, gdyby zaczęła śpiewać solo, publiczność natychmiast zalałaby się łzami prawdziwego wzruszenia! - stwierdziłam.
Trzeba było trzymać je w zamkniętej oborze, bo chóralny ryk był tak rozległy, a sąsiednia Góra pełni rolę akustycznego wzmacniacza dźwięków, że obawiałam, się, iż słychać je na drugim końcu wsi.
- Ludziska jeszcze powiedzą, że dziewczyny popiły się, leżą nieprzytomne, a kozy ryczą z głodu niedojone!
Więc zatrzasnęłyśmy wrota i trochę się wyciszyły.

I znowu mam świąteczną przypadłość, słaby apetyt. Mimo to coś tam zjadłam. Na śniadanie świąteczne dwa jaja od Zielonych Nóżek gotowane na twardo w łupinach z cebuli, z chrzanem ze śmietaną, a na obiad kopytka z gulaszem z koźlęciny i ćwikłą. Nie ma już miejsca w brzuchu na alkohol. Za to Ania raczy mnie filmem o Tęczowym Wojowniku, statku Greenpeace`u.

3 komentarze:

  1. Z tej Ani to niezła telewidzka :-), żeby nie rzec telemaniaczka. :-)Wesołego Jaja :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A jednak! Widać program telewizyjny nie wpłynął aż tak bardzo na "łaskawość" Anny i jest piękny, dorodny kogut! Czy to zielononóżek? Myślałam, że są drobniejsze.
    Na kozią operę może by bilety sprzedawać?
    A Tęczowego Wojownika zapędzić do roboty w obejściu i odpoczyyyywać ...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, zielona nóżka. Jest mniejszy od zwykłego koguta, choć większy od liliputa. Kurki są mniejsze od niego, choć pewnie dopiero po rozebraniu widać ile w nim jest z piór, a ile z ciałka. ;-) Pieje też inaczej, na 3 sylaby, a nie na cztery, jak zwykłe koguty. To brzmi tak trochę po francusku. Coqe-li-cooot!
    Pozdrawiam po-świątecznie już, ale nie mniej serdecznie
    Ewa

    OdpowiedzUsuń