Dzień zakręcony. Najpierw żeśmy paczkę z wałówką świąteczną wysyłały do bliskiej osoby, potem mleczko i jajeczko dla pani Leny zawiozły i zagadały się o kolejach państwowych i manierach teraźniejszych konduktorów w pociągach lokalnych, a potem pan nas dogonił na drodze i zapytał (w lesie, gdyśmy gałęzie sosnowe targały do samochodu, żeby nie było, za pozwoleniem leśniczego, bo dla kóz), czy my kozy hodujemy, bo jak tak, to on ma interes. No, i miał. Cztery koźlęta poszły na swoje. Dwie kózki, dwa koziołki. Uff, ulga, bo już nam owsa zaczyna brakować, tak nas ta młodzież przez zimę objadła.
Poza tym zaczynamy zasiewy w ogródku (wciąż nie ogrodzonym). W inspekcie posiane zostały: rzodkiewka, sałata, koper, cebulka i pietruszka naciowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz