W nocy, niezwykle jasnej od pełni księżyca, przymrozek z zamarzniętą wodą w pojemniku, zaś w dzień ostre słońce pozwalające mi chodzić w krótkim rękawku. Porządkowanie obejścia trwa, także tworzenie grządek pod kolejne zasiewy. Choć, jeśli ogrodzenie nie zdoła powstać odpowiednio wcześnie marnie widzę plony. Kurki i gęś już zwęszyły sprawę.
Niestety, z ogrodzeniem są opóźnienia. Majstrowie mają inne roboty poprzyjmowane, a my jeszcze nie zgromadziłyśmy materiałów (słupki, i siatka leśna na północno-wschodni bok oddzielający nas od lasu, gdzie złe czyha). Już sobie odpuściłam napięcie w tej kwestii. I tak ziemia w ogródku przydomowym na razie nie jest najlepsza (piasek pod 3-4centymetrową warstwą humusu), nawóz musi się przegryźć, jest zbyt świeży i pewnie dopiero za rok-dwa będą jakieś konkretne efekty z glebą, gdy dobrego kompostu się dorobimy, a wrzucony w ziemię obornik "przegryzie się".
Około 17 godziny, gdyśmy sobie na tarasie herbatę popijały układając plan zasiewów nagle zaszumiało, podniósł się krzyk koguci w krzakach za chatą, pośród akacji i zamigotał nam w oczach szarosrebrny duży ptak drapieżny usiłujący wylądować na jednej z kokoszek, grzebiących z zapałem w kompostowniku. Krzyknęłyśmy obie jednocześnie zrywając się na nogi, pierwsza ruszyła na wroga Kola i odpędziła łupieżcę ("bandytę", jak mawia Wiera). Kurki wystraszone odfrunęły w stronę kurnika i w kilka sekund były już ukryte w oborze. Poszłam je przeliczyć. Żywe wszystkie, uff, dzięki Bogu. Czym prędzej zamknęłam je w kurniku.
A dzisiaj właśnie zauważyłam, że jedna z Zielonych Nóżek, moja ulubiona Usia (ma białe uszy, czym się wyróżnia ze stada) posiaduje to tu to tam, po czym schodzi z gniazda głośno gdacząc jak po zniesieniu jajka, a tu jajka niet. Znaczy, dziewczyna będzie chciała niedługo siadać i trzeba jej gniazdo przygotować i jaja zebrać do koszyczka, żeby miała na czym usiąść.
Pewnie jastrząb się wypuszcza do Was na polowanie. Pamiętam z dzieciństwa jak u nas na wsi napadał na kury. Mama zawsze zostawiała z nimi psa, który dzielnie pilnował i odpędzał napastnika.
OdpowiedzUsuńI ciekawam jak się sprawi kokoszka...
Było ci u nas takie zdarzenie z jastrzębiem, posadzili dziadziusia na stołku, żeby pilnował świeżo zakupione pisklęta, laseczka w ręce na wszelki wypadek. "Bandyta" spadł z nieba jak kamień, porwał kurczaka, dziadziuś nie zdążył nawet laseczką machnąć. Obserwowałam w domu jako dziecko stadko, jak tylko coś pojawiło się na niebie, kwoka wydawała z siebie jeden krzyk-zgrzyt, a kurczaki przypadały do ziemi lub pod skrzydła, przyroda jest mądra.
OdpowiedzUsuń