Jak łaskawa Anna pozwoli, to w Święta mam nadzieję uaktualnić zdjęcie frontowe na blogu i dać trochę fotek z codzienności. Ale jej łaska na pstrym koniu jeździ. Bo wczoraj przydźwigała opadłą ponad rok temu antenę satelitarną i powiesiła ją z powrotem na tym samym miejscu, co kiedyś. Jedyna pociecha, że do pierwszych większych śniegów i odwilży będzie tu wisieć. Dzisiaj kręciła talerzem dotąd, aż antena załapała sygnał. No, i mój raj się skończył...
Teraz, kiedy to piszę, ogląda film edukacyjny o Singapurze. O, już przeskoczyła do filmu na temat globalnego ocieplenia.
A ja chciałam opisać, jak pięknie jest, gdy nic się w zagrodzie nie dzieje, a stali mieszkańcy odgrywają między sobą i wobec siebie zadziwiające role. Jak z kiplingowej Księgi Dżungli co najmniej.
Kogut ścigający Miłą (tak samo miała z nim przechlapane Kicia, więc wniosek: kurek nie znosi czarnego koloru), Usia chodząca blisko mnie, Gusia studiująca Łacia z wielką uwagą jakby okulary zgubiła, Łacio pozwalający się obwąchiwać Lesiowi i Czesiowi, tudzież gęsi, z kamienną minką, Gusia pijąca z jednego wiadra z białą Zofiją, a ponieważ Zofia znów przeszła atak biegunki widok powalający, dwa białe tyłeczki - ssaczy i ptasi - ufajdane na zielono skierowane w pełnej zgodzie ku wodzie...
Nie uchwyci tego żadna kamera, zresztą po co. Trzeba w tym być wewnątrz, w samym środku i nie wychylać donikąd głowy. Zwierzęta w jednym obejściu tworzą stado niejednogatunkowe, ale jednoświadomościowe, wspólnotę abstrakcyjną, ekologiczną, zhierarchizowaną, a jednocześnie demokratyczną i zamkniętą.
Gdy tylko ktoś obcy zjawi się u bramy, na progu, rodzinna atmosfera rozprasza się natychmiast, pojawia się popłoch i czuć ingerencję psującą zadziwiającą harmonię. Gęś zaczyna wrzeszczeć w niebogłosy, kogut pieje nerwowo, kury uciekają, koty robią myk do lasu, psy szczekają do upadłego i trzeba najpierw je pozamykać, aby w ogóle usłyszeć głos przybysza. I tak trwa aż do odejścia gościa.
Wtedy natychmiast wraca głęboki spokój i ulga. Och, przeciągają się koty w słońcu na tarasie, gę-gę, potwierdza Tasia brzechtając się w wodzie deszczowej pod rynną, uuch, wzdychają psy pod stołem, bee, pobekują kozy i koźlęta w boksach i wracają do przeżuwania.
Przepiękny kogut, jaki dumny. Był kiedyś taki u mojej Mamy, strasznie buńczuczny, gonił mojego psa Maksa I i dziobał go po głowie, pies ustępował zawsze. Teraz w stadku nie ma koguta, bo mówią, że choroby przenosi, czy to prawda, nie wiem, ale wiem, że kokoszki tęsknią za nim, bo przysiadają, jak się przechodzi. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń