Kiedy kilka dni wcześniej opanowuje mnie nagle pomysł, aby upiec z koźlęciny pasztet, taki pasztet jak robił dawno temu mój Tata, a ja mu zawsze w tym asystowałam, a potem podczas wizyty u państwa P. zostaję poczęstowana takim właśnie pasztetem z brytfanki, z koziego mięsa właśnie, to czy ta intuicja to jest telepatia, czy może prekognicja? a może "moc słowa" o jakiej wspomnieli w swoim komentarzu niedawno ZiŁ? tj. moc zaklinania rzeczywistości i magicznego przywoływania zdarzeń, dobrych i złych?
Kto na to odpowie?
Jeśli A. Stern pisze 18 lat książkę, w której spada wielka kość Rzeczpospolitej na ziemię, rozbija się z całą elitą, zaś potem szczątki ofiar są zaorywane i resztki sprzedawane na bazarach, a w rok po wydaniu spada samolot z oficjelami państwowymi i wiele innych szczegółów się zgadza dziejących się później, to czy to jest prekognicja, telepatia lub może "moc słowa", tworząca zdarzenie. I nie byłoby go wcale, gdyby nie ta książka i pisarz, który ją stworzył?
Jeśli chodzi za mną wyobrażenie Ani Maruszeczko podpisującej wczoraj w bibliotece gminnej w Mielniku swoją książkę i dostaję mejla z zaproszeniem na wykład o Nostradamusie, gdzie być może też coś takiego może się wydarzyć, to to jest telepatia, prekognicja czy moc słowa/wyobrażenia?
Nie znam odpowiedzi. Wiem tylko, że tak bywa i zdarza się często ludziom o silnej intuicji i umiejącym nie myśleć, nie kombinować, nie intelektualizować, lecz słuchać, przyglądać się, odbierać każdą reakcję na bodźce, także te dziejące się w przyszłości. Tak samo bliskiej, jak dalekiej i baaardzo dalekiej (żeby nie było, że się odbiera największe prawdopodobieństwo wydarzenia)...
I nie przypuszczam, by jakikolwiek fizyk, matematyk, filozof czy nawet jasnowidz, doświadczający tego zjawiska wiedział na jakiej zasadzie, dlaczego, po co tak się dzieje. Można jedynie przypuszczać z mniejszym lub większym prawdopodobieństwem.
Wczoraj Ania wylądowała po południu w owej wyżej wspomnianej bibliotece w Mielniku na zebraniu szkoleniowym ankieterów. Andrij Maruszeczko zainicjował, ktoś chce zbadać, pewna firma sondażowa stworzyła pytania zgodne z wszelkimi zasadami statystyki, zatem chętni zadawać owe pytania zostali pouczeni jak to robić. Rusza akcja na temat: "Świadomość narodowa i wyznaniowa oraz relacje narodowościowe i wyznaniowe na terenie południowej części województwa Podlaskiego."
- A ja wiem, co ludzie będą odpowiadać na pytanie w jakim języku mówią - stwierdziłam po przeczytaniu ankiety.
- Co?
- Że w tutejszym, w swoim. Tak samo uważają się za tutejszych, a nie jakichś Białorusów czy Ukraińców. No, może ci bardziej wykształceni będą chcieli do czegoś się przyrównać albo z czymś zewnętrznym utożsamić.
- No, tak. Przecież już tak nam wielu odpowiedziało, jak pytałyśmy.
- Najważniejsze jest odczucie tutejszości. Ale statystykom chyba chodzi o coś zupełnie innego... Jak coś się nazwie, to się i to umiejscowi w szeregu z innymi, upodobni i wyda się to tym samym, co wszystko inne. Jak coś się nazwie, to wydaje się zrozumiałe, okiełznane, łatwe do kontroli i manipulacji. Tutejszości nijak nie skontrolujesz ani nie zawładniesz tym z zewnątrz, nie czując jej i nie będąc z niej.
Teraz myślę jeszcze, że tutejszość to to samo co teraźniejszość. Moc mieszka tak samo w tutejszości (która nie ma nazwy dla samej siebie), jak w czasie teraźniejszym. Wystarczy, że przesunie się uwagę na przeszłość lub przyszłość, albo co by było gdyby, już nie ma mocy. Chyba, że przeniesiesz całą uwagę w czasie i ockniesz się tam, gdzie cię teraz nie ma...
Póki co, dziś wtorek. I dostawca przywiózł płyty gipsokartonowe...
Eksperymenty w dziedzinie fizyki udowodniły, że zdarzenie w czasie T ma wpływ na otoczenie w czasie (T + x), jak również w czasie (T - x).
OdpowiedzUsuńCzyli to, co wydarza się jutro, ma wpływ na to, co dzieje się dzisiaj.
Mowa oczywiście o naszej interpretacji świata. My porządkujemy świat i interpretujemy go w przestrzeni 4-wymiarowej.
Bo w rzeczywistości czas nie istnieje. Czas jest tylko wynikiem naszego sposobu interpretowania rzeczywistości.
W rzeczywistości istnieje teraźniejszość. Wszystko dzieje się teraz.
Powstałe w XIX w. pojęcie "nacjonalizmu" i poczucie "odrębności narodowej", (piszę tu o świadomości polskiej, białoruskiej i ukraińskiej, czyli tych o których odrobinę wiem i co do których celowo używam cudzysłowu, chcąc owe terminy umiejscowić w Czasie) były pomysłem na uratowanie tej "tutejszości" o której piszesz. Cóż, kiedy terminy ze swej natury domagają się coraz to nowych uściśleń! XIX wieczne nacjonalizmy stały się więc zaprzeczeniem swojego własnego celu zmuszając każdego konkretnego Tutejszego do zajęcia jakiegoś zdefiniowanego, z Jego punktu widzenia zupełnie abstrakcyjnego, stanowiska, które miało konkretne skutki i z czego wynikały później wielkie tragedie i niesprawiedliwości. (U nas na Pogórzu np. łatwo zaobserwować nagrobki przycerkiewne ze starannie usuniętymi nazwiskami.)
OdpowiedzUsuńW każdym razie zazdroszczę Ci możności obcowanie z żywym reliktem Polski, w którą wierzę, Której świętą pamięć czczę i do Której tęsknię - Pospolitej Rzeczy Wielu "Tutejszych" Narodów. Od morza, do morza! :D
Pzdr.
Radek
Post Scriptum
Wizjonerstwa z kolei współczuję.
U was na Pogórzu nie ma już Tutejszych? Wszystkich wywieziono bezpowrotnie?
OdpowiedzUsuńCo do wizjo-nerstwa to rzeczywiście brzemię. Ale można się zrównoważyć odpowiednią filozofią i od-czulić, czyli przyzwyczaić. Kluczem jest umiejętność koncentracji uwagi na tu-i-teraz. i radość z każdej chwili.
Ewa
Ależ są! Natomiast nie ma niestety ciągłości kulturowej w pełnej Jej krasie. Sami "Polacy" i. Pzdr.
OdpowiedzUsuń