15 marca 2011

Terminy

Wczoraj słyszałam klangor przelatujących ponad burymi chmurami dzikich gęsi, sunących na północ. W nocy wyciągnął mnie na dwór dziwny głos, który identyfikowałam jako miauczenie kota, a okazał się pohukiwaniem dwóch dużych nocnych ptaków rodzaju dla mnie nieznanego. Być może sów, ale nie dam głowy. Urządziły sobie randkę na jaworze przy chacie. Od rana powietrze napełniały śpiewy i radosne kląskania różnych wiosennych ptaków, mimo, że pogoda nieco się skiepściła (ale nie padało).
Pochłania nas praca, całodniowa, i już chyba tak zostanie, bo terminy gonią.
W trzecim pokoju trwa listwowanie i szalowanie drugiej ściany. Ponieważ składujemy tam różne rzeczy, typu: książki i pisma, materiały, zapasy żywnościowe, to zajęcie się każdą ścianą wymaga przewrócenia owej góry przedmiotów i pudeł od początku i przesunięcia jej w inny kąt. Gdy wejdą majstrowie do podłogi, to wszystko to jeszcze trzeba będzie wynieść całkiem, rozparcelować po innych pomieszczeniach, a potem z czasem ułożyć w zaplanowany sposób. Nie powiem, bardzo to jest męczące i kradnące czas innym pilnym pracom, ale to już końcówka naszych odwiecznych przeprowadzkowych niewygód...
Pili kwestia wyrzucenia gnoju z obory. Kozy już prawie fruwają pod sufitem, bywa, że przeskakują do siebie z boksu do boksu przez niski płotek. Tymczasem chłopaki miejscowe, zdatne do tej pracy, mają akurat inne przyjemniejsze zajęcia. Obiecują, że przyjdą popracują, ale na pustych obietnicach się kończy. Trudno, zaczniemy same, boks po boksie i jakoś to zrobimy.
Na gwałt też trzeba popodcinać gałęzie starym jabłoniom w sadzie.

Co do sera to na razie bawię się w twarożki, z pieprzem i papryką. Codzienna praca, która będzie trwała aż do jesieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz