Dziś chemiczne chmury zniknęły i wyszło piękne słońce, a na niebieściutkim niebie pasły się jedynie kształtne boże baranki. Co prawda o poranku świat znów był cały biały od spadłego w nocy śniegu, ale biała pierzyna zniknęła prawie całkiem już w południe.
Zaordynowałyśmy odpoczynek po ciężkiej pracy. Z tej okazji mogłam na spokojnie zająć się pomiarami. Nie będę tu podawać szczegółów co i jak, w każdym razie wyszłam z różdżką na zewnątrz, potem zbadałam nią cały dom i wykryłam kilka nieszczelności. Których tak do końca nie byłam świadoma. Np. lekko wypaczone okno w trzecim pokoju, albo rura na poddaszu wstawiona w szczyt, które ma odprowadzać smrodek z oczyszczalni ścieków. Gałązka kiwała się zatem prawidłowo w tych miejscach. Pomedytowałam nad mlekiem i każdym serem, a jakże. Nic, różdżka ani drgnęła. Zatem przygotowałam innego rodzaju badanie, którego procedurę pozostawiam do własnej wiedzy. I wyszło mi jak wyszło.
Nie będę tutaj podawać wyników, ani nikogo nakręcać na tak albo nie, za albo przeciw. Bo jest to moja subiektywna gra ze światem i z życiem i to ja biorę odpowiedzialność za swoje i tylko swoje decyzje w tej arcy-poważnej sprawie. Mogę przecież się mylić i opierać na kruchej i ułudnej podstawie nie mającej żadnego racjonalnego podłoża. Ot, fiku-miku w głowie i fanatyzm w oczach. Powiem tyle, że wynik mnie zaskoczył, a to znak, że różdżka nie działała pod wpływem autosugestii. Tym niemniej wynik jest tymczasowy, będę sprawdzać najczęściej jak się da (najlepiej codziennie), i - mam nadzieję - że z tego dostanę takiego czuja, że będzie mnie strzykało w łokciu albo drapało w gardle na samo zwyżkowanie promieniowania. Jan, mój znajomy radiesteta od wahadełka, szukający wody pod studnie, doszedł do takiej wprawy, że określa ciek wodny na podstawie łupania w małym palcu lewej ręki. To się daje osiągnąć przy pewnej sensytywności i powtarzaniu badań, czyli nakierowaniu uwagi podświadomej na konkretne zjawisko.
W każdym razie wypuściłam kury z więzienia, a potem kozy, które i tak większość dnia pokutowały w oborze i mocno już były znudzone. 7 jaj, czekających w gnieździe, w tym 5 od zielonych nóżek, to jest radość dnia. Wszystkie się niosą!
Na obiad naleśniki (tylko mąka ze sklepu) z twarożkiem i zeszłorocznymi powidłami śliwkowymi.
ujęło mnie absolutnie ostatnie zdanie :-) rewelacje!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń