8 marca 2011

Przed-wiośnie

Wreszcie porządkowanie naczyń, garnków, kubków, szkła oraz zapasów i przypraw w kredensie i szafkach kuchennych ma się ku końcowi. Odkryłam przy tej okazji, że przez kilka-już prawie-naście lat tułania się i przeprowadzania stamtąd tam, potem stąd do owąd i z owąd tu, no, i z tamtego tu do tego tutaj, wiele naczyń poginęło i wiele się stłukło. Głównie brak głębokich talerzy i misek oraz mis i wazy. Nie ma też kieliszków (wstyd, gdy trzeba coś postawić na stół, bo wyciągam wtedy jakieś drobiazgi nie od pary albo stare musztardówki). Za to namnożyło się kubków różnego sortu. Trzeba kwestię naczyń przemyśleć i nadać temu kształt, jak na przyzwoity dom przystało.

W południe, gdy c.o. było rozpalone, wypuściłyśmy z obory Zofiję i jej powinowate białaski, mieszkające ostatnio w osobnym boksie. Tytułem tego, iż uznałam, że buńczuczna Zofija wymaga resocjalizacji przed jej ponownym przyłączeniem do rodziny, a odstawieniem koźląt do osobnej zagródki.

Okazało się, że nie jest źle, a nawet całkiem dobrze. Zosia nie miała problemów z podporządkowaniem sobie rodziny (córki Misi i wnuczki Gwiazdy wraz z ich tegorocznym potomstwem). I zajęła się szybko zjadaniem zielonych igieł sosnowych i okorowywaniem gałęzi, przywiezionych przez Anię z lasu opodal.
No, bo spytałyśmy się najpierw leśniczego, czy można podebrać trochę zielonych odpadów po przecince w sosnowym lesie blisko wsi, zgodził się i teraz nasze kozy (jak zresztą co roku na przedwiośniu) dowitaminizowują się przedwiosennie gryząc korę i igły.

Po jakimś czasie wypuściłyśmy jeszcze do towarzystwa kaziuki i w ten sposób stado zaczęło się na spokojnie integrować na nowo, przed wiosennym wypasem.

Młodzież zajada gałęzie z równą ochotą. Ten szary z lewej to Król. Stoi na matce mała Astra.

Całości pilnowała - jak zazwyczaj - Kola, pasterski owczarek zawsze na zawołanie.

To był podobno ostatni wyżowo-zimowy dzień tej zimy. Słońce dopisało. Obudziła się pierwsza mucha w domu. Kury sprawiają się coraz lepiej. Wczoraj 5 jaj, dzisiaj 3. Z akacjowego gaju za domem dobiegał śpiew jakiegoś wiosennego ptaka. Było pięknie. I nie popsuła nam nawet humoru wieść, że cukier w sklepie w miasteczku kosztuje już 4,69 zł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz