Tegoroczne Święta były dla mnie wyjątkowe, nie pamiętam takich w ogóle. Choć może kiedyś dawno się zdarzyły, lecz pamięć już coraz bardziej mi z latami szwankuje i nie potwierdzę ani wersji na tak, ani na nie, wcale. W czym? Ano rozłożyło mnie zapalenie zatok w ten sposób, że nie wstawałam z łóżka przez dwa dni. Poza świętami, oczywiście zdarzało mi się polegiwać, nawet dłużej, ale NIGDY TUTAJ NA PODLASIU! Czyli od 8 lat bez mała nie chorowałam w ogóle na powszechne zakaźne przypadłości.
Tym razem nie wymigałam się. Choć, jak uważam, i tak mój organizm poradził sobie z zapaścią nadzwyczaj dobrze.
Zaczęło się jeszcze przed świętami, nagłym bólem lewego kciuka, tak dokuczliwym, że nie mogłam chwytać całą dłonią żadnego przedmiotu.
- Oj, coś się szykuje! - zapowiedziałam i podczas bezsenności nocnej robiłam sobie oczywiście uciskanie bolących punktów akupresurowych na stawach kciuka, od nasady po czubek.
Ból w pewnym momencie przeniósł się na prawy kciuk, tam też został pogoniony i zniknął na kilka dni zupełnie.
W Wigilię pojawiły się od rana objawy infekcji, przede wszystkim katar i łzawienie. W nocy dołączył ból zatok. "Nic to, przetrwam" - sprawy wydawały mi się pod kontrolą, zatem przeleciałam z uciskiem wszystkie punkty na kościach twarzowych odpowiadające za zatoki, wzięłam krople do nosa i zasnęłam. Niestety, pierwszy dzień świąt był gorszy i wylądowałam w łóżku, śpiąc z małymi przerwami, cały dzień. Anna zrobiła oba obrządki i dokładała do pieca. Jedynie stos niepozmywanych talerzy rósł w zlewie, a zmniejszały się wcześniej nagotowane zasoby śledzia, ryb, sałatek, ciasta i bigosu.
Zaczęłam brać ibuprom, jedyny środek przeciwbólowy, jaki znajduje się w domu. Ból głowy zmniejszał się na kilka godzin. Katar nie. Łzy ciekły ciurkiem. Nie szło nawet w internecie posiedzieć, ani filmu obejrzeć, bo oczy same mi się zamykały.
Drugi dzień był jeszcze gorszy. Po południu chwyciły mnie dreszcze i trzeba mi było wskrzesić pomocny gorący termofor, leżący na szafie od lat.
- Sprawdź w internecie jaki jest przebieg zapalenia zatok i czym się leczy - nakazałam grobowym głosem. Zimno szło od stóp, a to podobno śmierć nogami wchodzi w człowieka.
Anna odczytała na głos znalezione informacje. Że jest katar i ból zatok czołowych i innych, twarzowych, i trwa to 7 dni, a jeśli nie mija pod wpływem leków przeciwbólowych i przeciwzapalnych, lekarz aplikuje antybiotyk, bo choroba przechodzi w przewlekłą.
- No, pięknie - westchnęłam. - To zaledwie trzeci dzień, umrę, jak amen w pacierzu! Już kostusia się do mnie dobiera.
- Jutro jedziemy do lekarza!
Wtedy przypomniało mi się owo siedzenie godzinami w poczekalni, a przede wszystkim najpierw wypełnianie potrójnych płacht zadrukowanego papieru, żeby w ogóle kartę w ośrodku sobie wyrobić, bo jako wciąż zdrowa, jeszcze takiej nie mam. Wszystko w stanie ostrego zapalenia, zakichania, załzawienia i półprzytomności.
- No... chyba, że wyzdrowieję...
Termofor zrobił swoje. Po pół godzinie dreszcze zniknęły, choć pozostała gorączka, a litościwa Anna napaliła w ścianowym na noc, czego od wielu dni już nie robimy, bo ta wiosenna zima wcale tego nie wymaga, wystarcza kilka godzin popołudniowego c.o., aby w domu było przyzwoicie ciepło.
Kiedy obudziłam się przed północą, rozgrzana i nagrzana jak świeża bułeczka z pieca wyjęta, ze zdumieniem stwierdziłam, że czuję się już zupełnie inaczej! Przede wszystkim nagle zniknął cieknący katar i łzawienie. Ból głowy zlikwidowałam kolejną tabletką, pouciskałam odpowiednie punkty odpowiednio długo i do rana stałam się z powrotem sobą, prawie zdrowym człowiekiem! Do zdrowia brakuje tylko ciut ciut i trochę, jak mawiają a`la Podlasianie.
Och, żeby uczcić owo odrodzenie człowieczeństwa, a także nadchodzące z godziny na godzinę kolejne moje prywatne Odrodziny, nakazałam rano wyciągnąć z zamrażarki indyka.
Zostanie upieczony i pożarty w swoim czasie, ku chwale zdrowego (prze)życia.
Ot i przypomniała mi o panu indyku w zamrażarce. :-) Zdrowia życzę.
OdpowiedzUsuńpomogło to wspomnienie kolejek w przychodni :)
OdpowiedzUsuńzdrowia :)
Nie ma to jak się dobrze wygrzać, jak mawiała moja Babcia. Ostatnio u mnie też grypa przechodzi po jednym dniu leżenia, a wcześniej ciągnęły się tygodniami. Zdrowia życzę i mimo wszystko dbaj o siebie!
OdpowiedzUsuńA co tam, poświętujesz sobie razem z prawosławnymi :-) Najważniejsze, że szybko doszłaś do siebie :-)
OdpowiedzUsuńI u nas święta zasmarkane, najpierw mąż, teraz ja (my zawsze taśmowo: jedno po drugim chorujemy). Nic to - kiedyś musi przestać z nosa i oczu kapać. Zdrówka życzę!
OdpowiedzUsuń