20 grudnia 2013

Gonienie króliczka

Zaczęło się od tego, że zginął kot. Kluska był na śniadaniu, potem zniknął. Nie pojawił się ani w porze kociego obiadu, ani kolacji, ani nie zamiauczał jak zwykle pod drzwiami tarasu, aby go wpuścić do domu, bo zimna noc zmierza wielkimi krokami, ani nie wskoczył mi na łóżko i nie położył się na poduszce obok. Bardzo mnie to zaniepokoiło. Ubrałam się i obeszłam podwórko, wołając go po imieniu, na co zawsze reaguje. Zajrzałam do chatki dziadka, do kurnika (kury spały i nic nie wymknęło się z ulgą spod grzęd, jak już bywało było), do obory, kozy tylko westchnęły zdziwione, do lamusa - cisza, tak samo w garażu i w ziemiance. No, zapomniałam zajrzeć do stodółki, dlatego trochę mnie to pocieszyło, gdy wróciłam, rozebrałam się i usłyszałam:
- A byłaś w stodółce?
- Nie, ale wołałam blisko, i nic, cisza... Jasiek zawsze się wtedy drze, gdy jest zamknięty, Kluska pewnie też by mógł.
- Ale pewnie tam śpi, była otwarta jakiś czas w dzień... Jutro wyjdzie, zobaczysz.
Nieco mnie to podniosło na duchu, ale gdy się położyłam spać, a sen nie przychodził, tylko głupie myśli, że Kluseczce coś się nieprzyjemnego stało, zaczęłam szukać telepatycznego kontaktu z nim. Co jak co, ale z kotami to mi się na ogół udaje. Wyobrażałam go sobie dotąd, aż poczułam jego obecność i poprosiłam, aby dał jakiś znak, sen, wizję, cokolwiek, gdzie jest i co mu jest. Po czym zasnęłam. I szybko się obudziłam, a budząc się ujrzałam pod zamkniętymi oczami taką scenę:
Siedzące duże świetliście białe zwierzę, dziwne, zbyt szybko mignęło, aby je zidentyfikować, pomyślałam jednak, że to chyba biała koza śpiąca w oborze. Tyle, że my już białych kóz nie mamy, tylko brązowe i rabe.
Dziwne zwierzę przemieniło się w leżącego rozciągniętego Kluseczkę. I tu miałam zagwozdkę, bo wyglądał tak, jakby spał rozciągnięty w jakimś wygodnym i ciepłym miejscu, albo może był martwy, bo tak był nieruchomy, a takie rozciągnięcie w tak zimny czas nocą oznacza tylko jedno u zwierzęcia... Otworzyłam oczy oszołomiona i rozdwojona w swoich wnioskach.
Biło mi serce, jeszcze długo, znamionując odbiór czyichś wrażeń, emocji, ale już żaden inny znak, ani sen się nie pojawił do rana.
Rano obrządek czyni Anna, zatem, gdy wróciła z obejścia pierwsze co spytałam to:
- Sprawdziłaś wszędzie? Nie ma Kluseczki?
- Wszędzie. Nie ma.
- W stodółce też?
- Tak.
O, rany. Posmutniałam i z godziny na godzinę humor mi spadał coraz niżej. Dwa razy obeszłam całe nasze gospodarstwo, wchodząc daleko w las, przy obu drogach, na granicy z panią sąsiadką, na Górze, zajrzałam do ziemianki, garażu, obory, kurnika znowu, pod żerdzie też, nawołując, i nic, cisza absolutna.
W międzyczasie zajęłam się czytaniem wieści od znajomego, ważnych i ciężkich od symboli, przede wszystkim Białego Królika, w wersjach psychodelicznychgrzybiczno-kosmicznych i sportowych też.
No, i wzięło mnie jeszcze raz na obejście obejścia. Przy okazji popołudniowego obrządku, który ja z kolei robię.
I otworzyłam stodółkę, aby nakarmić i zamknąć w niej ostatnie nasze stadko zielonożnych maluchów, wyprowadzonych przez Usię jesienią. I przywitał mnie... Kluseczka, rozciągający z widoczną ulgą swoje kocie ciałko na stercie słomy, tam magazynowanej od żniw.
- Ja cię! - a ja już go byłam opłakałam!
Kot oczywiście pobiegł prosto do domu i domagał się pełnej michy, bo od wczoraj nic nie jadł i nie pił. A mnie oświeciło, że zwierzę, które widziałam na wstępie swojej nocnej wizji to wielki biały król,  w formie olimpijskiej maskotki, czyli kot, po myśliwsku mówiąc. Kluseczka już opłakany zmartwychwstał, alleluja!

8 komentarzy:

  1. Ja wiem, że koty są na wolności szczęśliwe, wiem, że nie powinny na wsi być zamykane w domu ale za nic nie zniosłabym tych zmartwień i będę dalej koty więzić...

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się, jak używasz czasu zaprzeszłego (plusquamperfectum).

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezła ta metoda telepatycznego sprawdzania, co się dzieje z ukochanymi znajomymi. Choć ja wolę zakładać, że moi nieobecni czują się dobrze. Bo co się będę martwić, jak nie mogę nic pomóc. A jak coś nie tak, to nawet jakbym nie chciała, to i tak się dowiem.
    Kilka lat temu wyraziłam noworoczne życzenie: "żeby mi w tym roku nikt nie umarł". I rzeczywiście, rok mi upłynął bez żałoby, spokojnie. A o śmerci J-P Schnetzlera dowiedziałam się dopiero w następnym roku, ponad rok po pogrzebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do białego królika, to najwięcej o nim, owszem, u Levisa Carolla (wprowadza w dziecięcy świat czarów), także (jeśli parka, jak na ruskim filmie) to też dziecięce szczęście w rodzeństwie
    "Na polnej miedzy, pod dziką gruszą
    Mieszka rodzeństwo: Truś z siostrą Trusią.
    Co dzień o świcie mama Szarusia
    Budzi do szkoły Trusię i Trusia." i tak dalej
    Ale była i inna, gruba książka, Thomasa Disha, "Na skrzydłach śpiewu". Treść: odkryto nowy narkotyk. Przez natchniony śpiew (+ elektroniczne wzmocnienie) można było opuścić czasowo ciało (które pozostawało w coma) i bujać jako czysty duch. Oczywiście zakazy, kursy śpiewu, różne perypetie. Na końcu bohater dostępuje ekstazy śpiewając publicznie dziecinną piosenkę o szczęśliwych zajączkach.

    OdpowiedzUsuń
  5. LOL, teraz widzę, że facet (Dish) ma rację: jogi mówią, że aby dostąpić ekstazy mistycznej, należy najpierw odblokować wszystkie czakramy. (Wyjściowo tylko seks jako tako u wszystkich działa, bo w nim chodzi o przekazanie życia dalej.) Znałam jednego ze wspaniałym basowym głosem z hara, działał powalająco i seksualnie na kobiety. Często też mężczyźni są zakochani w kobiecym śpiewie operowym. Ten czakram gardła, jeżeli otwarty, daje i wieczną młodość: może mieć już 70-tkę a postawa, ruchy, wszechstronne zainteresowania 30-latka.
    No więc, w książce, jeżeli czakram gardła miał już otwarty (potrafił śpiewać operowo), z entuzjazmem i wiarą w siebie wszedł na scenę ("Zachwyt jest czwartym z siedmiu warunków oświecenia" – mówi Sayadaw U Pandita w "Jeszcze w tym życiu" wyd "Kandzeon" 2004) – bardzo możliwe, że udało mu się przepchać Kundalini dalej, rozwalić ostatnią przeszkodę i opuścić ciało. (Ostatni czakram znajduje się ok. 30 cm ponad głową).

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do króliczków: jest jeszcze Bugs Bunny, ten radosny spryciarz z marchewką w zębach, rozpropagowany przez Warner Bros Pictures Inc. w amerykańskich kreskówkach dla dzieci. Całe pokolenia go znały i lubiły, figura mogła wejść do podświadomości zbiorowej.
    Ciekawe, jest odpowiednikiem jakiego boga w innych religiach czy mitologiach? Bo znam jednego, co tego króliczka ma w totemie czy w "prawdziwym imieniu". Znajomość swojej wyższej formy będzie mu przydatna gdy zacznie swą "jogę Yidamów".

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, Nino, że w tematyce duchowej jesteś czujna. ;-) Dzięki za skojarzenia z króliczkiem. Głównie to nieskończoność i nieśmiertelność. Biały królik jest powiązany z księżycem, i ktoś zastanowił się nad pewnym zagadkowym zdjęciem, przedstawiającym chińskiego łazika o nazwie Jadeitowy Królik, co to może znaczyć w kontekście przyszłości. Ciekawe.
    Pozdrawiam serdecznie, Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  8. W sanskrycie jedną z nazw księżyca jest królik (czy zając), coś jak 'sasanka'. Bo plamy na księżycu układają się w jego wizerunek. Prawdopodobnie jest na temat jakaś bajka czy aż mit, ale szczegółów nie znam.
    Na przyszłości się nie znam; co ma być, to będzie...
    Mój przyjaciel 11k, zapytany co będzie po śmierci, mówi: "Taki sam Matrix jak obecnie, tylko przyjemniejszy... "

    OdpowiedzUsuń