11 grudnia 2013

Wyprawa w teren

Cały krótki dzień zszedł na załatwianiu spraw urzędowych i zakupowych w Hajnówce. Droga do Hajnówki od dawna jest w remoncie i ma kilka objazdów, sprawiających, że nabija się dwa razy tyle kilometrów, co zazwyczaj. Przy dzisiejszej pogodzie, krupa śniegowa i lód na drogach, zwłaszcza lokalnych, spowolniło to maksymalnie jazdę. Dojechałyśmy do Hajnówki przez Orlę, gdzie po drodze zahaczyłyśmy o młyn, szczęściem był jeszcze czynny, i kupiłyśmy worek śruty pszennej dla drobiu. Z powrotem zignorowałyśmy, za poradą ziomków z wioski, napotkanych na ulicy i zabranych w drogę powrotną ze sobą, tabliczki o objazdach i wróciliśmy wszyscy, o dziwo, prostą drogą tradycyjną, najkrótszą, na której pracowało jedynie kilka dźwigów, a ruch był minimalny. Zapewne dzięki owemu oszustwu o objazdach.
Za podwózkę jeden z panów podarował nam wielką czekoladę. Miłe.
Po powrocie, tuż przed zmierzchem, okazało się, że Laba zjadła z nudów połowę Aninego kapcia, kotka uciekła na poddasze w ataku lęków i nie można jej do tej pory ani znaleźć, ani uprosić, aby sama zeszła, tak się zaszyła, a Gwiazda włożyła rogatą głowę między szczeble żłobu i nie mogła jej wyciągnąć. Trzeba było siekierą odbijać szczebelek, co przyjęła z pokornym pobekiwaniem, a uwolniona pomknęła radośnie do siana.
- No, i jak tu wyjechać z domu na dłużej? - zaopiniowała Anna - Nie da się! Zaraz coś się wydarza poza kontrolą.

1 komentarz:

  1. Panskie oko konia tuczy, w moim przypadku doslownie, wpadlam na chwile i juz uciekam... :)

    OdpowiedzUsuń