15 grudnia 2013

Gość niedzielny, czyli nowa tradycja

W pracowitą niedzielę, jak zawsze coś trzeba było wymyślić do roboty, aby tradycji stało się zadość. A więc zabrałam się za robienie pasztetu. Dorocznie koźlęcego. Poszły na niego płucka, wątroba, nerki, serce i płaty brzuszne, poprzerastane błonami i tłuszczem, oraz nieco słoniny. Zamiast bułki dodaję ryżu, który mielę w maszynce razem z mięsem, aby było bezglutenowo. No, i jest, został szczęśliwie przyrządzony, z dodatkiem mielonych opieniek i upieczony, a teraz stygnie. Właściwie połowa porcji, bo druga połowa poszła do zamrażarki na za jakiś czas.
Od dłuższego czasu nie kupujemy wędliny sklepowej, więc taki pasztet to rarytas bardzo upragniony. Czas nadchodzi także na kolejną porcję kiełbasy. No, i bigos, który jutro nastawia Anna. Z kiszonej kapusty z beczki, do którego idzie koźlęcy karczek, wędzona giczka i kogutek właśnie dzisiaj niedzielnie ubity. Większość takiego bigosu pakuję do słojów i chowam w piwniczce. Potem jest jak znalazł na szybki obiad w czas, gdy nie chce się zbytnio gotować.
Dopiero jednak, gdy zjawił się gość niedzielny, uzmysłowiłam sobie, że to święta za pasem i dałam się porwać jakimś rytmom natury, wcale nieświadomie!
Trzeba przyznać, że od kiedy sąsiad z Polesia przerzucił się na piesze wędrówki, zamiast wygodnickiej i anty-ekologicznej jazdy samochodem, schudł i zmężniał, co jest godne pochwały. Co niniejszym czynię. Tradycyjnie, żeśmy sobie pogadali o tym i owym. Na przykład:
- Manipulacje i propaganda w przemyśle żywnościowym służy podzieleniu ludzkości i rozbiciu dawniej zwartych grup społecznych - ja, pośród zapachu pieczonych na obiad żeberek koźlęcych.
- A czemuż to? - spytał sąsiad z Polesia, wegetarianin od lat dwudziestu bez mała.
- Zważ, sąsiedzie, że naród łączą trzy główne sprawy, język,  religia oraz zwyczaje kulinarne! Jeśli komuś zależy, wedle zasady: dziel i rządź! skłócić ze sobą naród, musi uderzyć w te trzy rejony. Najtrudniej jest rozerwać więź językową, dlatego takich ataków doświadczają głównie religia i kulinaria. Spróbuj policzyć, ile diet się namnożyło, a wraz z dietami ugrupowań ideologicznych, które się nimi wspierają, aby zaznaczyć swoją odrębność! A teraz pomyśl, czemu to służy? Idziesz, sąsiedzie do kogoś z wizytą i ktoś nie może cię poczęstować, boś jarosz. I już energia nie płynie i tradycyjna słowiańska wspólnota przy stole nie może się zadzierzgnąć. Mamy dzisiaj na obiad żeberka koźlęce, zjesz?
- No, nie - zamruczał sąsiad z Polesia.
- A więc nie dajesz mi szansy, ot. Nie mam nic takiego, co by mogło cię ucieszyć. I tak ze wszystkim. Kłótni z tego nie ma, ale gdybyś, na ten przykład został obrońcą zwierząt i przyszedł mi za to wygrażać, to by już byłby swar wewnątrznarodowy, nieprawdaż?
No, i tak sobie gwarzymy po sąsiedzku co niedziela. Co rusz to inaczej, hehe, ale tak samo. Na tym polega powtarzalność i nowa tradycja się tworzy.

1 komentarz:

  1. Wiesz temat ten idealnie pasuje do ataków na mnie na blogu czy pocztę. Jakby to nie można było uszanować czyjegoś życia i jadłospisu. Gdyby tak można było normlanie przy herbacie w niedziele porozmawiać. Inaczej by ten świat wyglądał.

    OdpowiedzUsuń