Rżysko na polu uwolniło nas od czasochłonnego obowiązku wypasania kóz pod kontrolą, aby nie wlazły w żyto. Teraz już pasą się na przestrzeni całego gospodarstwa całymi godzinami, najadają do syta tego, co chcą i dają tyle mleka co w maju. Czyli jakieś 14-15 litrów na dzień. Jak na nasze nierasowe stadko to bardzo dobry wynik, bo średnia to prawie 2 litry na kozę.
Ania studiuje teraz na warsztatach w GOK-u sztukę tkania krajek na tabliczkach.
Wciąż nie możemy wrócić do codziennego rytmu pracy remontowej i wykończeniowej...
Doszłam do wniosku po dokładnej obserwacji Kici, że jest to leciwa już koteczka, stąd wydała mi się na początku młoda, bo drobna... Okrzyki bólu już prawie nie występują, tylko, gdy się drapie czasem w ucho. To pewnie skutki jakiegoś zapalenia uszu. Które stopniowo zanika. Powolutku zaczyna coraz ufniej wychodzić z ukrycia, przechadza się i przesiaduje na podwórzu, pozwalając wymijać się blisko różnym zwierzętom, asystuje też nam przy porannym i wieczornym udoju (dostaje wtedy swoją miseczkę świeżego mleka). Potrafi dopominać się o jedzenie i cieszy się, że ją rozumiem i zaraz wynoszę jakiś smakołyk, który z apetytem zjada - dla bezpieczeństwa od psów i kur - na daszku drewutni. Polubiłam ją. Jest skromna, miła, inteligentna, umie obserwować, zna życie od najtrudniejszej strony, ale nie przestała wierzyć w dom i człowieka. Jest mądra. Tak jak Kocia Babcia, której szczątki spoczęły pod dębem na Dąbrowie w 2005 roku. Ale nie aż tak stara (Kocia Babcia zeszła z tego świata w wieku 20 lat), choć ma już moim zdaniem więcej, niż 10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz