Małe gospodarstwo na pograniczu wschodnim, przyjazne środowisku i dobrym ludziom, wytrwałe. Na tym blogu można pobyć w nim i poznać jego życie, pracę, poczuć rytm czterech pór roku, a także trochę pofilozofować...
11 sierpnia 2011
Ład jest w nas, sercach ludzi
Anna znów warsztatuje u Jurka z Lipowej i lepi. Uczy się i uczy przyklejać ucho do kubka, dzbanka. Jutro wypalanie w piecu. Już kupionym GOK-owskim, elektrycznym.
Pogadaliśmy sobie dzisiaj z Jurkami, bo zjechali całą rodziną, obejrzeć kozy i kury, dzieciaki były mocno zaciekawione.
Mam wniosek z obserwacji życiowych, ostatnich i nie-ostatnich. Że są dzieci ludzkie i nie-ludzkie. Te były ludzkie, uff! Pobawiłam się trochę w zakluczanie i odkluczanie wielkich starych drzwi w zamkowym więzieniu niewidzialnym zaczarowanym kluczem, jak za niedawnych dawnych lat z moim siostrzeństwem, licznym, szalonym i rozbrykanym, niewątpliwie ludzkim.
Dzieciaki wpałaszowały kanapki z serem, rodzice opowiadali o swoich planach: ziemia, wioska, eko-wioska, praca, glina, własny ogród. Poddasze ożyło, harmider był nie do opisania zabawny, a rodzice cierpliwi (choć czasem zmęczeni). I znów wieści o innych, co się przenieśli z miast, są tu i tam, utknęli w trudnej sytuacji, borykają się itd. Znamy to, łoj, znamy. Trudy zimy, lata, grudy, chłodu, zmarzniętej wody, niewydajnej ziemi, zepsutego samochodu. Ale nikt nie chce z powrotem do miasta, nikt nie chce na nowo łatwych cywilizacyjnych "wygód". Czemu? Oto jest pytanie.
Wieś dla niebogatego mieszczucha (pozorne bogactwo po zakupie siedliska najczęściej się kończy i człowiek zostaje sam na sam z przestrzenią, pustką perspektyw i głodnym brzuchem) jest szokiem. Trzeba determinacji, nieraz absolutnej, żeby się utrzymać i przetrzymać pierwsze najtrudniejsze lata. Trzeba mieć coś chłopskiego we krwi, w tradycji rodziny, albo chociaż... ziemski znak zodiaku.
I tak toczymy swoje sprawy, dalecy od siebie, zrozumiali dla siebie od razu, wśród różnych jakże podobnych okoliczności... Takie wieści wspierają, łagodzą, jakoś łączą.
Poddasze się sprawdziło jako przestrzeń dla większego towarzystwa, rozgadania, różnych działań.
A na koniec wymiana prezentów czyli wartości, kubków, dzwonków, pomidorów... bezpieniężna, pośród latających nad głowami w zapadającym zmierzchu nietoperzy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zawsze zaglądam i czytam każdy wpis, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńChciałoby się rzec - amen.
OdpowiedzUsuńZiemski znak to jednak nie wystarczająco ...