Nów, zamiast wieszczonej katastrofy na Ziemi, przyniósł u nas nagle... burzę (niezbyt groźną, przeszła bokiem od południa) i lunął długo wyczekiwany deszcz (dość krótki jednak, choć intensywny).
Pracujemy, jak zawsze. Ania do tego znów lepi garnki na kolejnych warsztatach.
Kicia robi postępy wręcz szokujące. Cały dzień spędza w domu, poznaje wszystkie skrytki, miejsca, zwierzęcych współmieszkańców i uczy się manier domowego kota. Dostała już tabletkę na odrobaczenie. Przeszukałam internet, aby dowiedzieć się o różnych objawach, które jeszcze miewa. Wychodzi na to, że przeszła zapalenie ucha środkowego, które teraz, pod wpływem systematycznego jedzenia i wysypiania się w cieple, ustępuje. Nawet bez specjalnego leczenia. Już rzadko potrząsa głową, nie ma zaburzeń równowagi i jeszcze rzadziej pokrzykuje z bólu. Nie ma też pcheł, z uszu nic się nie sączy, nie ma świerzba. O ile w pierwszym dniu spała cały dzień na poddaszu w swoim gniazdku, to dzisiaj jest ciekawska, zwiedza pokoje, wysiaduje przy mnie. Nie wiem jeszcze czy będzie umiała zachować czystość, dlatego wolę, aby uczyła się przez obserwację kocurów i psów, które wołają, gdy chcą wyjść i wejść. I dlatego jeszcze nocuje w lamusie (zaadaptowała tam sobie pudełko do spania).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz