Nieprzypadkowym przypadkiem nawiążę tematem do sąsiedzkiego blogu. Tym razem (w poprzednim roku był to, przypomnę "chomik", zwierzątko niewiele większe od myszy, ale krzyczące znacznie od niej głośniej, które chciało koniecznie zanurzyć się na zimę w ogródkowym inspekcie koło domu) w nocy obudziło mnie intensywne skrobanie gdzieś w ścianie tarasowej, blisko drzwi. Odgłos jednak był większy od tego, który robi mysz. Coś próbowało - jak sądziłam - dostać się do środka, wgryzając się w trzeszczącą piankę, którą izolowane są okna i drzwi w ścianie. Na szczęście po kilku minutach dźwięki ustały...
Zapomniałam o tym do rana, ale rano Kola zaczęła się dziwnie zachowywać. Nie przychodziła na wołanie, tylko jak przymurowana, z napiętym wzrokiem i merdającym ogonem wpatrywała się intensywnie w jeden punkt w ogródku przed tarasem.
Zachowuje się tak zawsze wtedy, gdy pojawi się obcy przybysz, dzikie zwierzę. Psica z pasją poluje na szczury polne, które kopią nory w zimie pod daszkiem drewutni (raz nawet udało jej się zagryźć wielkiego samotnego samca, ale tylko dlatego, że nie uciekał, tylko próbował się odgryźć). Podobnie reagowała na zeszłorocznego chomika, aż po dwóch dniach musiał się wyprowadzić z obejścia. Zatem i tym razem uznałam, że wizytuje nas ów chomik, szukający jesienno-zimowego przytuliska, nie dociekałam kto zacz, tylko zajęłam się dojeniem kóz.
Tymczasem okazało się inaczej...
Zwierzę, ukryte pod oknami inspektu opartymi o słup, pod naporem ciekawskiego i rozgorączkowanego instynktem łowieckim psa nagle rzuciło się do ucieczki. Kola pogoniła za nim. Rozległ się głośny krzyk, przypominający rozdzierający głos ptaka, rodzaj ćwierkania (wystraszone gryzonie zazwyczaj ćwierkają, to głos u mysz nieco podobny do cykania świerszczy). Dopadła zwierzątko na tyle blisko, że stanęło i zaczęło się bronić, skrzecząc przy tym odstraszająco z całej siły. Pies dostał pazurem po nosie i zaskoczony przystopował w gonitwie...
Pobiegłam kawałek za dom, do lasu, ale nic już nie zobaczyłam. Za to na tarasie i w pobliżu czuć było intensywny ostry zapach...
Raniony psi nos został zdezynfekowany wodą utlenioną.
Sprawdziłam następnie w wikipedii. Łasicowate należą także do skunksowatych i mają gruczoły zapachowe, którymi znaczą teren...
Nie łasica, było z pewnością większe, sądząc po głośnym krzyku. Co innego, kuna albo tchórz. Stawiam na kunę leśną (przyszło z lasu i tam uciekło), tj. tumaka.
Było to trzy dni temu. Nie pojawiło się już z powrotem. Być może bywało wcześniej i łowiło myszy pchające się do chaty, pewnie wchodząc za nimi jakąś szparką pod szalunek.
Z innych wieści zwierzęcych: kogut Ancymon stracił ogon z niewiadomych przyczyn. Wydarte długie, dostojne pióra walają się w kurniku. Niechybnie z czymś walczył i raczej nie sądzę, że był to któryś z młodych kogutków. Te jeszcze nawet nie ośmielają się zapiać przy nim, a co dopiero stanąć do pojedynku. Może to Kola się zemściła za atak, albo poszarpał go kot, usiłujący wydostać się z kurnika (Jasio uwielbia tam spać w dzień). Kogut teraz wygląda, hm... kuso i niepoważnie.
No, i dzisiaj przed wieczorem zobaczyłam pierwszy wielki klucz żurawi w tym roku. Leciały z północy prosto na południe. Znaczy zima szybko się zacznie.
Może bohaterski kogut przegnał intruza z kurnika, tracąc przy tym ogon? Zima idzie, to drapieżniki szukają łatwego i tłustego łupu.
OdpowiedzUsuń