Suniemy z pracami do przodu, stopniowo i powoli, dzień po dniu.
Ania szaluje wnętrze trzeciego pokoju. Już wiadomo, że desek nie starczy na cały i trzeba będzie dokupić. Najlepiej przed zimą, aby spokojnie rzecz skończyć. Już rozplanowałyśmy umeblowanie pokoju i tym samym przemeblowanie innych.
Ja dzisiaj uznałam, że niesolony ser podpuszczkowy (na wzór owczego bundza zrobiony) dojrzał przez okres około dwóch tygodni na poddaszu i nadaje się do dalszej obróbki. Zaopatrzona w księgi uczone w temacie serowarstwa starannie zaplanowałam dalsze prace. Okroiłam bundzaki ze skórki pokrytej białawą pleśnią, pokroiłam na kawałki i zmieliłam w maszynce. Przedtem zważyłam całość sera i obliczyłam ilość potrzebnej soli. Odważyłam równo 1,5 procenta wagi masy serowej, posypałam ją i ugniotłam rękami jak ciasto, starannie mieszając ser z solą. Wynik zapakowałam do garnuszka, wyłożonego papierem do pieczenia, ubiłam pałką, położyłam na wierzch papier, przycisnęłam deseczką i kamieniami i zapakowałam wszystko do piwniczki. Na dwa tygodnie.
Jeśli się uda, a potrawy z bryndzą mi zasmakują (już się cieszę na pierożki, knedle i placki ziemniaczane), pomyślę o zapasie zimowym tejże.
A poza tym był to ważny dzień, z tego względu, że nadeszła wyczekiwana przesyłka z drukarni. Kurier podwiózł ciężką pakę pod bramę, a do progu domu dojechała... taczką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz