Nie odczuwam jeszcze starzenia się na co dzień, ani też w oczach bliskich i znajomych. Jednak sama sobie często - w kontakcie ze światem ludzi - wydaję się coraz bardziej zmęczoną zgredówą. Nie to, że nic mnie nie cieszy. To nie. Często bowiem raduję się byle czym, pogodą, niepogodą, zwierzętami, rozmowami z miejscowymi znajomymi, pracą do wykonania i pracą już wykonaną.
A jednak faktem jest, że zgredzieję momentalnie, gdy ociera się o mnie - najczęściej wabiąco i nieświadomie pouśmiechana z każdego boku - Ideologia. Wszelkiego rodzaju.
Przeważnie Ideologią żyją, karmią się, puchną od niej, napędzają się nią codziennie, obwarowują się i łączą na jej bazie w grupy i pary - młodzi ludzie. Ale - niestety - znam takich Ideowców w moim i starszym nawet wieku. Niestety, bo o ile w przypadku młodej osoby można jej Ideowość brać za cechę młodości, która musi się wyszumieć i wiele jeszcze doświadczyć, aby nabrać mądrości, to w przypadku osób starszych nie ma już takiej nadziei, a ich idee wchodzą w fazę uparcie i rutynowo fanatyczną. I moja zgredziałość wtedy nabiera mocy "strasznej babuni".
Świadomie nie nazywam Ideowości idealizmem, bo to różnica.
Czemu nie widzę ostatnio idealistów? Tylko jeno Ideowców?
W większości - kolejne niestety - chorują na to ludzie z Miast. Są jak gdyby podpięci pod "siły wyższe", zbiorowe mody, nastawienia, pola informacji, i z zapałem przejmują sztandar boga "Ideja" w ręce, aby dodać sobie chyba indywidualności, ważności, waloru reprezentanta mocy, czy co. Nieważne co tym "Ideem" jest, czy religia czy ateizm, czy joga czy wiara, czy czekanie na UFO czy szamańskie kamłanie w lesie na spacerze raz w tygodniu, czy wegetarianizm czy dieta Kapuścińskiego, czy ekologia czy polityka. Wszyscy grupują się w środowiska wzajemnej adoracji, gdzie zyskują różną rangę w oczach swoich wzajemnych, a ich działanie polega głównie na mieleniu językiem, przekonywaniu, przerzucaniu się hasłami, małpowaniu gestów i nastawień oraz w dbaniu o linię w taki czy inny sposób. Większość Ideologów obserwuje bacznie świat poprzez ekran, tv i komputera, radio i prasę i jest absolutnie pewna, że ten świat, który widzą naprawdę istnieje. Choć go nie ma, konkretnie, bo idei nikt jeszcze nie dotknął ani też się nią nie najadł.
Na tle zawsze cichej, rodzącej i niszczącej, pachnąco-śmierdzącej Matki Przyrody zawsze wypadają sztucznie, nienaturalnie, krzykliwe papugi, ot, i co.
To pewnikiem jeszcze jeden znak końca świata.
Jeśli tylko mojego osobistego końca, to się cieszę, bo zgredziałość źle wpływa na ciśnienie i wcale nie jest miło jej podlegać. I odstraszać napalonych Ideologów krwią i potem, pracą, nudą, ciszą, czyli rzeczywistością w samej swojej dotykalnej istotności. Chętnie wypiszę się z tego świata, gdy nadejdzie moja pora. Bo świat zapełniony przez Ideologów piorących sobie własnoręcznie mózgi, sterylnych, zawsze wykąpanych i 24 godziny na dobę pogrążonych w myśleniu Ideowym - smętnym i przykrym jest widokiem. To nie jest ziemska mutacja.
Ale jeśli to znak bliskiego końca świata, to Panie Boże spraw, aby dotyczyło to świata Ideologów. Wtedy, acz niechętnie, lecz z pokorą zapisuję się w tym uczestniczyć i wesprzeć Koniec swoim zgredziarstwem, aby runął.
Oj tam zaraz koniec swiata albo zgredziarstwo. Mysle ze kazdy inteligentny i z dystansem do rzeczywistosci czlowiek zauwaza to samo, tyle moze, ze Tobie bardziej rzuca sie w oczy na zasadzie kontrastu. Wszak nie zyjesz z tymi ludzmi na codzien (i dobrze).
OdpowiedzUsuńA fanatyzm w kazdej postaci jest straszny, chocby idea przewodnia najpiekniejsza byla...
Masz rację, futrzaku. Tym niemniej odnotowuję moje widzenie świata takie jakim bywa, bo to spotkanie od czasu do czasu w ramach kontrastu z ciszą i zwyczajnością jest mocnym uderzeniem, pozostającym długo w pamięci. ;-) ES
OdpowiedzUsuńNo racja. Obserwując "czego-to-ludzie-nie-wymyślą" też często wydaje mi się, że koniec jest już bliski. Tym bardziej napawam się ciszą i spokojem wiejskiego życia - mimo, że w mieście pracuję. Ale kiedy mam wolne, nie ciągnie mnie do innego świata, bo tamten świat wydaje się być - co najmniej - nieprzyjazny. Im częściej otwieram internet, tym bardziej mam ochotę okopać się we własnych pieleszach i... przeczekać. Może zmądrzeją?
OdpowiedzUsuńKonstrukcja psychiczna sporej grupy ludzi jest taka, że muszą się w takowe grupy wzajemnej, choć często fałszywej adoracji łączyć.
OdpowiedzUsuńDopóki nie przynosi to obiektywnej krzywdy innym, niech im będzie, jak muszą. Ja mam naturę wilka-samotnika, nie potrzebuję na co dzień ludzi wokół siebie. Chętnie widywałabym ich wtedy kiedy chcę a nie kiedy muszę(czyli niezbyt często). I nie potrafię powiedzieć, czy to dobrze. Tak mam i koniec:) Mam też nadzieję, że krzywdy nikomu nie robię, nie narzucam swojego towarzystwa nikomu, odgradzam się od niechcianych, potencjalnych narzucających. Nie szukam na siłę problemów, bo życie samo na bieżąco jakoweś podrzyuca.