Ponieważ brygada dzisiaj się nie pojawiła, a my nie dociekałyśmy dlaczego, już dawno przestałyśmy dociekać, zawsze są jakieś powody i nowe obietnice i nowe realia (ech, można się zakładać i forsę zbijać: przyjedzie czy nie), Ania skoczyła raniutko na targ kleszczelski i zakupiła trochę sadzonek pomidorów pod folię (w cenie po 1,50 zł sztuka).
Potem pasła kozy u sąsiadki i przy okazji dowiedziała się, że jak brzozy się rozwiną na wiosnę dobrze, a olcha opóźnia się z liśćmi i kwitnieniem, to będzie suchy rok. I tak jest teraz.
Gorącym popołudniem, pełnym aktywności różnych owadów, chrząszczy, chrabąszczy majowych, żuków, bzyków takiej czy innej maści, tj. pszczół, os, bąków, komarów, much oraz mrówek i motyli, pośród zapachu kwitnącej czeremchy zabrałam się za przerwaną dość dawno temu robotę przy budowaniu wzniesionej grządki. Udało mi się pracę rozwinąć dość znacznie, zdjąć szpadlem wierzchnią warstwę humusu, wrzucić w to miejsce obornik, na nim rozłożyć warstwę słomy i nakryć ją owym humusem, po czym na koniec obficie podlać.
To nie koniec glebobudownictwa, więc sadzenie, sianie jeszcze nie teraz. Zresztą aż strach to robić, bo Gusia i kurki czyhają. A płota wciąż nie ma i nie wiadomo kiedy będzie (p. pierwsze zdanie wpisu).
Ania natomiast zamontowała siatkę zabepieczającą folię przed naszym natrętnym... ptactwem. W postaci starej firany, rozciągniętej malowniczo w furtkach wejściowych, z pewnym otworem u góry dla owadów, aby mogły wlatywać i wylatywać.
W ogóle ta nasza folijka, która dzielnie przetrwała zimowe śniegi jest przykładem budownictwa pod tytułem "prowizorka spod kobiecej ręki". Mnóstwo w niej patentów wynalazczych, na które w trakcie stawiania jej musiałyśmy wpaść, aby w ogóle nie runęła. W praniu okazało się, że trzeba było więcej słupów wspornikowych po środku wkopać, aby zbyt cienka kalenica się nie załamała. Dostawiłyśmy już jeden brakujący, a na drugi przyjdzie pora w swoim czasie. No, a teraz ta bielutka firanka...
Gusię zamurowało na jej widok i medytowała przed nią bardzo długo łypiąc na swój ulubiony biały kolor to jednym to drugim okiem. Chyba zafascynowana.
Po czym Ania posadziła kupione dzisiaj sadzonki pomidorów.
Skiełkowane u nas i hodowane na poddaszu trafią do gleby za kilka dni. Kiełkuje już w folii i w inspekcie posiana wcześniej rzodkiewka, sałata, koper i rukola, ale są jeszcze maleńkie.
Wspomnieć muszę, że Ania uwarzyła niedawno garnek syropu z mniszka lekarskiego, z wielkim sukcesem i jest tak zachwycona i przejęta efektem smakowym, że szykuje następną dawkę.
I tak minął pierwszy gorący dzień maja tego roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz