Wczoraj był dzień hardkorowy. Od rana trwał bunt. Nie, ja to pieprzę, rzucam, wyjeżdżam, wracam w rodzinne strony, do miasta, nie ma odwołania. Zaczynam od początku. Z pracą, zarabianiem, mieszkaniem. Nawet ta myśl obudziła we mnie twórczy wigor, odgrzebałam jakieś stare furiackie teksty z lat młodzieńczych, z myślą ich wydania jako bestselleru. Potem ogarnęła mnie trzęsawka i zaczęło przechodzić... Przekształciło się to wszystko w zewnętrzne zdarzenia następującej treści:
Najpierw w miasteczku podrzuciłyśmy pani Lenie jeszcze ciepłe z popołudniowego udoju "mleczko od krówki". Pani Lena opowiedziała nam, że - ponieważ jest cukrzyczką - sprawdza sobie poziom cukru po każdym posiłku. Otóż jako stara rolniczka od dziecka dużo spożywała i nadal lubi mleko. Dotąd kupowała na wiosce i piła mleko od krowy, lecz zauważyła, że potem podskakuje jej cukier. Ciężko jej było ograniczyć dawne przyzwyczajenia. Jednak po mleku kozim nic takiego się nie dzieje! Po prostu rewelacja. Miło było nam to usłyszeć.
Następnie prawie biegiem wpadłyśmy do GOK-owskiego kina "Tor", które działa od kilku miesięcy. Wreszcie znalazł się czas i chęć, aby tu zawitać. Szedł polski film "Sala samobójców".
Abstrahując od samego filmu (który mi się spodobał i całkiem był w hardkorowym nastroju wczorajszego dnia) to ekran jest duży i widoczny, krzesła miękkie, a sala na tyle pojemna i mało akustyczna, że nie przeszkadzały nawet zbytnio w słyszeniu filmu notoryczne rozmowy młodzieżowej widowni przez komórkę. Było nawet tak, że w scenach, gdy bohaterowie krzyczeli dramatycznie, jedna panna starała się koniecznie odpowiedzieć coś swemu rozmówcy czy rozmówczyni po drugiej stronie fali, przekrzykując kinowy krzyk!
- Co? Co mówisz?!!! Jestem w kinie! W ki-nie, słyszysz?!! To gdzie teraz jesteś?!!! Powtórz, bo nie słyszę!!! - całkiem jak w jakimś satyrycznym skeczu.
Ale dało się przeboleć, dzięki właśnie wyżej wspomnianej rozpraszającej się naturalnie rozszerzalności dźwięków w sali.
Na koniec, poruszone hardkorowym filmem w stylu neo-post-modernizmu (proszę nie szukać tego hasła, wymyśliłam właśnie) wylądowałyśmy na urodzinach kolegi w domu wspólnych znajomych. Była biesiada na tarasie, przy grillu i ognisko, ale dość szybko zimno zagnało gości do ciepłego wnętrza. Jednak przecież jakiś czas przy ogniu trwała rozmowa o najciekawszych filmach w stylu horror obejrzanych w życiu, a potem już we wnętrzu - z tematu permakultury szybko przeszliśmy do Nostradamusa i chemicznych smug tudzież fali promieniowania atomowego i innych horrorów, które osaczają ludzkość po cichutku, aż wszyscy ockną się nagle w bardzo niemiły sposób...
Kilka kieliszeczków jak zawsze pysznej nalewki oraz specjalny charakter dnia sprawił, że wprawiłam pozytywnie medytujących joginów (och, tacy też mieszkają w naszej gminie, a jakże!) w stan frustracji, a zło-wieszczyłam z rozczuleniem i tęsknotą za tym, aby coś wreszcie rozwaliło ten chory ludzki kazamat. Zamiast przepowiadać - jak Pan Bóg przykazał - o zwyciężającej ciemność planetarną wspólnocie rodowej i komunie z morusowej wyspy Utopia oraz ekowioskach anastazjowców i rolników organicznych odradzających umierającą przyrodę Ziemi.
Ale to był taki dzień, do diabła!
No, no... Ale w sumie, tylko się cieszyć, że się wszystko dobrze skończyło!
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością nadrobiłam lekturkę Twojego bloga - ze ścisłej czołówki moich ulubinych w tych klimatach :)
OdpowiedzUsuńBosko Wolny - nie wiem czy się skończyło, czy tylko zaczaiło... i nie wiadomo co dobre jest. Na ostatek się okazuje. ;-)
OdpowiedzUsuńGosiu, a o jakich klimatach mowa?
Pozdrawiam
ES
radam, żeś wspomniała o Chemtrails, bo temat wreszcie wchodzi na salony i nie trzeba szeptać po ogródkach :)
OdpowiedzUsuńodbyła się pierwsza konferencja naukowa we Wrocławiu niedawno i choć z pewną nieśmiałością, ale już coraz bardziej temat poważnie funkcjonuje w mediach!!
a społeczność tam u Was ciekawa i wszechstronna :)) no, no...
pozdrawiam!
O matko ! Ales nawrzocala Ewo ! Galimatias taki w mojej glowie sie zrobil po przeczytaniu Twojego ostatniego tekstu ...Oooooo....i ciemnosc jakas ...moze " pomrocznosc ! " jakas ...to juz wole jak piszesz o kozach i gusi,czy ukladaniu galeziowki ;))A co do tego nawijania w kinach ,to tez mnie wkurza !!! Kiedys to pani biletrka takiego za ucho wyprowadzala z sali kinowej ...W ostatnie wakacje bylam w Multikinie w Gdansku na jakims filmie to omal nie wdepnelam w rozlane wino pod siedzeniem ...co z tego ,ze obsloga troche wytarla jak smierdzialo przez caly seans ...a gadanie przez komorki podczas projekcji to juz standart :(albo glosne bezczelne komentowanie filmu :( Mam nadzieje Ewo ,ze juz dzisiaj troche spokojniej u Ciebie ;)) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńModyfikują paliwo odrzutowców rejsowych i stąd chemitrails na niebie.
OdpowiedzUsuńU mnie dawno nie widziałem czystego nieba, zupełnie bez tych smug. Z reguły pod wieczór całe niebo pocięte - bo to sie strasznie długo trzyma.
Magdaleno, czasem kusi mnie popotrząsać fałszywmi wyobrażeniami czytelników i czytelniczek tego bloga co do mnie, miejsca i czasu. ;-) Kto mówił o wkurzaniu się? To zachowanie młodych w kinie było śmieszne i niestety żałosne, ale agresji nie było.
OdpowiedzUsuńR-O, każy wierzy w co chce. Niektórzy nie chcą w niebo popatrzeć wcale, niektórzy twierdzą, że to normalne, albo, że tylko modyfikacja paliwa, niektórzy drążą temat i odkrywają paranoję, która rządzi tym światem... spotkałam takich też, którzy wiedzą, ale nie chcą wiedzieć i pakują wiele energii w przekonanie samych siebie, że to zniknie, gdy tylko będą mocno o tym medytować. Pozdro, ES
No to widze Ewo ,ze Ci nie przeszlo ....
OdpowiedzUsuńWidzisz, tu nie chodzi o wiarę. Nie dam głowy, nie postawię na to wielkiej gotówki. Ale coś jest chyba nie tak.
OdpowiedzUsuńW moim dzieciństwie w okolicy była największa w naszym kraja baza radzieckiego lotnictwa. Widok odrzutowca na niebie - codzienność. Bang przy przekraczaniu prędkości dźwięku - co chwilę. Ot - klimaty dzieciństwa.
Ruch w powietrzu ogromny. Niebo było czyste i błękitne.
@R-O
OdpowiedzUsuńSamoloty wojskowe nie zostawiają smug kondensacyjnych bo: podczas manewrów koło bazy latają przeważnie niżej niż rejsowe, ich spaliny są ochładzane.
Nie widzę sensu emitowania z samolotów do atmosfery jakiś substancji. 1000x łatwiej byłoby z kominów zakładów przemysłowych.
Poza tym musiałoby to mieć skalę globalną. Przecież substancje wyemitowane na wysokości 10km opadną nie pionowo w dół, a będą się przemieszczały z prądami powietrznymi tysiące kilometrów.
Masz rację.
OdpowiedzUsuńZgodnie z klasyczną teorią chemitrails to jest na skalę globalną i chodzi o to aby substancje przemieszczały się z prądami powietrznymi tysiące kilometrów
Kto ciekawy niechaj zajrzy pod adres http://astromaria.wordpress.com/2011/05/19/skoro-wszechswiat-powstal-przez-przypadek-to-dlaczego-nie-moglby-sie-utworzyc-na-niebie-pentagram/#comments . Jest tam zdjęcie chemtrails w kształcie gwiazdy Dawida, ha! zrobione nad Gorzowem Wielkopolskim niedawno. Smugi ułożyły się tak przez przypadek zapewne (to dla racjonalnych pozytywistów). Pozdrawiam, ES
OdpowiedzUsuńodkrylam dzisiaj fascynujacy blog pozdrawiam
OdpowiedzUsuń