Noce są zimne, nawet z przymrozkami, ale dnie słoneczne i w szczycie całkiem ciepłe, chodzę wtedy w krótkim rękawku (oczywiście ku zgrozie Warszawianki, okutanej na cebulkę i narzekającej na ból gardła).
Niestety muszę palić w c.o. choć kilka godzin dziennie, aby gąsiątka miały ciepło. Są w tym okresie, przed opierzeniem się bardzo wrażliwe na chłód.
Wczoraj zrobiłam pierwszy twarożek w tym roku. A dzisiaj serek podpuszczkowy. To z podkradanego dziecku mleka od Gwiazdy, która ma go spory nadmiar. Taki pierwszy twarożek znika w oka mgnieniu po zimie, z dodatkiem oczywiście świeżego szczypiorku z wiosennej hodowli cebulek w doniczce na oknie.
Dzisiaj zjawił się Jary do ogrodzenia. Pracowali z Anną cały dzionek, ja dołączyłam po obiedzie. Jary korował słupki dębowe, Anna smażyła ich końce w ognisku i wierciła dziury w ziemi ręcznym świderkiem marki Fiscars. Fajny i przydatny wynalazek! Potem wstawiliśmy przygotowane słupy i przeszliśmy do ogrodzenia ogrodu, jeszcze nieskończonego. Udało się nam zakończyć naciąganie siatki na tym obszarze. Teraz czeka jeszcze mocowanie żerdzi zabezpieczających, bramy i furtki.
Ogród na razie pozostanie nieobsadzony. Miałyśmy w zbożnym planie sprowadzić w tym celu nieocenioną Krysię Cornuet, zrobić jakieś warsztaty permakulturowe przy okazji, ale teraz widać wyraźnie, że nie wydołamy z czasem. Trzeba jeszcze skończyć grodzić pastwisko, aby przenieść tam wypas kóz, które na razie będą korzystać z zagrodzenia ogrodowego i przy okazji wypróbują jego skuteczność.
Nic to, jak dobrze pójdzie część planowanych nasadzeń zrobimy jesienią, oraz zbudujemy trochę grządek na przyszłą wiosnę. Nic na siłę, mamy tylko cztery ręce. Teraz nie ma co sadzić drzewek i krzewów, bo wpuszczone tam kozy zeżrą je natychmiast.
Warszawianka potrzebuje zahartowania ;-))) A na warsztaty z Krysią to ja się piszę absolutnie w razie czego. Tylko muszę być na miejscu.
OdpowiedzUsuń