Jak się zaczął znak Barana, wiosna czyli, znaczy to przede wszystkim, że czas wziąć się fizycznie za bary z rzeczywistością. I prace dawno zaplanowane, odłożone na zimę, wskrzesić i wykonać.
Od tygodnia Anna jeździła na wioskę dopytywać się o chłopaków, który by do roboty zdatny był. Ale, a to ten wyjechał do miasta, a to ów u kogoś innego pracuje, a to inny ma fazę pijacką... Miesiąc temu co rusz któryś zaglądał i o pracę się prosił, a gdy przyszło co do czego, żadnego.
Dzisiaj udało się skoptować Iwana, Wanię czyli. Wczoraj źle się czuł po 5 mocnych piwach, ale dzisiaj z rana był w odpowiednim stanie. Niestety, Jarego, który najlepiej na grodzeniu się zna, nie można było zdybać. Najął się u innego rolnika z naszej wioski.
Było nie było, doszłam do kompanii ja. Jako młotkowa z gwoździami.
Wania klasycznie, dniówkę rozpoczął od śniadania, kawy i papieroska. W tym czasie mogłam zajrzeć na fejsa i sprawdzić, czy już ruskie nie ruszyły na Unię i zaraz mi się za płotem nie zjawią. Ale nic nikt o tym nie bąknął.
Pracowaliśmy następnie od rana w podnoszącym się wiosennym słońcu coraz bardziej rozgrzani, ściągnęłam katanę i tylko w koszulce z krótkim rękawem udzielałam się, biegając po narzędzia do domu i z powrotem w dosłownym sensie. Wania przyjął to ze stoickim spokojem.
- Ot, młode lata poczuła - stwierdził filozoficznie.
- Nie, to cegła na głowę jej spadła - śmiała się Anna.
No, z czasem siły mnie odeszły i już tylko człapałam za nimi, od słupa do słupa, gdy rozwijali i naciągali siatkę. Do mnie należało przybijanie wielkim młotkiem gwoździami sztachet do słupów, z nawiniętą i naciągniętą na nich siatką. Aż mi się odcisk zrobił na palcu, trudno. Rączki mam na klawiaturze ćwiczone.
Rozciągnęliśmy 3 rolki, po 50 metrów każda. Pracując do 15.30 z małymi przerwami na papierosa i piwo dla Wańki, a dla mnie na karmienie gąsiątek.
Nareszcie Anna zarządziła fajrant. Pozostało jeszcze ze 20 metrów do ogrodzenia, nie licząc bramy i furtki, które trzeba będzie inaczej zrobić, to na następne razy będzie. Podreptałam do domu i upichciłam szybko kiełbasę białą z cebulką duszoną na patelni. Na gotowanie obiadu było już zdecydowanie za późno i za długo czekać. Jako dodatek wyciągnęłam z piwniczki sałatkę z opieniek z marchewką i papryką na ostro. I kolejne piwo dla Wańki. I tyle.
Potem jeszcze trza było drób nakarmić i zamknąć w kurniku, obrządek w koziarni zrobić, przewinąć gąsięta (tj. wymienić podściółkę w pudle, w którym na razie mieszkają), nakarmić psy i koty, ugotować kolejne porcje kaszy i jajek na jutrzejszą karmę dla piskląt, oraz zrobić nowy opatrunek na nóżkę małej Kulawinki. Dopiero po tym wszystkim, już całkiem opadła z sił, mogłam usiąść do komputera i to wszystko wam szczegółowo opisać.
Ewo siatką leśną grodzicie ? nie żebym chciała być złym prorokiem, ale u mnie wytrzymała dwa sezony. W trzecim kozy nauczyły się dewastować, szczególnie rogate.
OdpowiedzUsuńW tym wypadku raczej obawiam się dzików i saren, niż kóz. Gdyż grodzimy obszar przeznaczony pod ogród. Tym niemniej rzeczywiście pastwisko też będzie siatką leśną pociągnięte. Trudno, na nic innego nas nie stać, to ponad hektar. Będziemy wzmacniać i łatać, jak przypuszczam.
UsuńPozdrawiam, ES
W zasadzie niszczenie zależy od sprytu i chęci kóz. Mam dwie takie którym wszystko jedno gdzie jedzą i poza ogrodzeniem ich nie obchodzi. W poprzednim sezonie w zasadzie młódki mi zdewastowały siatkę. Jak to mówią "w narodzie siła". Opierały się grupowo racicami na drutach i pod ciężarem spojenia pękały. Mała dziura wystarczyła żeby się przedostać na teren nie koniecznie dla nich przeznaczony. A jak raz się przedarły próbowały po raz kolejny i kolejny. Szczególnie rogate najwięcej rozrabiają, ale przewiduję, że przynajmniej na rok macie spokój nim się nauczą pokonywać przeszkody.
UsuńJa się zdecydowałam ogrodzić dom i przyległości ogródkowe płotem drewnianym. Kozy będą chodziły gdzie chcą. Sąsiedztwa nie mam więc w szkodę nie wejdą, uciec też nie uciekną bo zawsze wracają. Jedyny minus to taki że pewnie łąkę którą zawsze zostawialiśmy na siano zjedzą i stratują.
My mamy ogrodzony wybieg dla kóz koło domu płotem drewnianym ze sztachetami - kozy, nawet młode nigdy nie uciekły. Gorzej z kurami, one zawsze znajda jakąś dziurę, zagłębienie w ziemi.
UsuńMy będziemy w miarę możliwości dodawać jeszcze żerdzie do siatki.
Oj mnie też grodzenie czeka latem, i to duzo więcej niż u was...oj, roboty będzie ;-)
OdpowiedzUsuńBędziesz miała pastucha?
UsuńPastuszkę ;-) A pastuch do kwater tylko, zewnętrzne będziemy robić z siatki, zeby się nie porozpełzało.
Usuń