Żeby nie było, że nic się w gospodarstwie nie dzieje oprócz rośnięcia roślin wszelakich powiem, że w ostatnich dniach czerwca odbył się u nas pokaz pieczenia chleba, zorganizowany przez GOK. Przybyło osiem osób, pań, które uczestniczyły w całym procesie, miesiły ciasto, wstawiały do pieca, a także raczyły się gotowym chlebkiem, w przeddzień upieczonym. Wiadomo, świeżego się nie je, można skrętu kiszek dostać. Zwłaszcza, gdy jest to chleb żytni, a tym razy taki był. Na zakwasie.
W praktyce więc piec chlebowy był przez nas trzy razy rozpalany. Przed, w trakcie i po pokazie, tym razem, aby wypiec to, co uczestniczki wymiesiły. Każda bowiem dostała w prezencie po całym chlebie na zakończenie pokazu. Spotkanie było miłe, na otwartej przestrzeni, w altanie, z elementem spacerowym po wsi w międzyczasie, gdy piec się nagrzewał.
Ogień trza było rozbuchać, aby rozgrzał ściany i sufit wnętrza pieca aż do białości. Trwa to do 1,5 godziny.
Należało przy tym przymknąć drzwiczki, lekko uchylone, aby powietrze mogło dochodzić.
Na koniec, gdy już drewno się wypaliło, a resztki węgli usunięto, można wsadzić do pieca wyrosły tymczasem w blaszkach chleb.
I po niecałej godzinie (od 40 do 50 minut, zależnie od gorącości pieca), bo to jednak chleb żytni, wymagający ciepła, wyciągnięty tak się zaprezentował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz