6 lipca 2020

Sezon ogórkowy otwarty

Jak już pada, to konkretnie, zlewnie, ściana deszczu. Jak nie pada nastaje parny upał do 30 stopni. Roślinność to uwielbia. Po raz pierwszy, odkąd tu mieszkamy, nie ma problemów z pastwiskiem, odrasta na bieżąco i kozy pasą się bardzo chętnie cały dzień (chyba, że pada).
W ten sposób przed domem urosły i rozkwitły różności.


Tak widać więcej.


Wystarczy obrót na pięcie, aby ten sam ogródek ukazał inne swoje bogactwo. Codzienne.


Ot, gotując czy przyrządzając posiłek wyskakuję na chwilę, aby zerwać co potrzeba, koperek, nać pietruszki, szczypiorek, cebulkę, lubczyk, tymianek, miętę czy bazylię. Albo sałatę czy pakczoja.


Oto grządka wzniesiona, w tym roku postawiona i obsiana ogórkami. Pracowicie nawinęłyśmy pędy na sznurki, aby mogły spokojnie plonować. I powiem wam, już są. Ogórki. Własnie degustujemy pierwsze małosolne. To, co ową grządkę poprzedza na pierwszym planie, równie bujne, to druga podobna, pełna teraz dojrzewającego bobu i selera naciowego.

Zabawa w odchwaszczanie luzem rosnących innych dobroci, dyni, cukinii, malin, topinambura czy pigwy to raptem kilka godzin popołudniowych. Za to później żywa przyjemność. Z bycia w przestrzeni dającej bezpieczne oparcie i estetyczne wrażenia porządku, nie chaosu.

Również las już obdarowuje grzybami. Anna codziennie przynosi po kilka garści kurek z krótkiego wypadku za opłotki. Na obiad zupa kurkowa, pizza z kurkami, a wczoraj pieczony amur w sosie kurkowo-koperkowym. (Wielka ryba z wymiany lokalnej).

1 komentarz: