17 listopada 2021

Mgła nad światem

Listopad pełną gębą. Mgły gęste się ścielą i skraplają całymi dniami, witają rześkie poranki, żegnają zimne i wilgotne zmierzchy. Sąsiadowi w lesie składowane drewno spleśniało. Andriusza ambitnie zwozi z kolegą swoje składy do domu, my też resztki, które jeszcze na działce pozostały - przyczepką. C.o. jeszcze nie dotknięte nawet (oprócz wyczystki kominiarza), wciąż daje radę piec kuchenny i ścianówka na noc nagrzana. W razie gorącej kąpieli włączamy farelkę w łazience i luz. 

W cieplicy i tunelu pozostałości jeszcze rosną, pietruszka, rzodkiewka, kapustka pekińska i pakczoj w niewielkich ilościach. Całkiem niedawno zerwałam paprykę z ostatniego krzaczka. Nać pietruszki suszę, wraz z suszonymi liśćmi selera i lubczykiem służy jako smakowy dodatek do potraw. Z reszty nastawiamy w słoikach kimći. Które potrafi wytrzymać do wiosny bez problemu, jedynie nabierając mocy, więc jest to zapas zimowy witamin i mocy lata.

W miejscowym sklepie chleb doszedł do ceny 4 złotych i więcej. Tańszy tylko w Biedronce w sąsiedniej gminie. Już od dawna jeść się nie dawał, zrobił się gliniasty, lepki. Wiem, bo choć nie jem, to czasem karmię nim psy. Dostają wieczorem na kolację kromkę wdrobioną do świeżego mleka. Anna od czasu do czasu chleb zaczynia i własny piecze. Ale także jakoś odzwyczaiła się od pieczywa i mącznych potraw. Jemy tego naprawdę mało i powiem wam, da się, można! Z rzadka pojawia się ciasto owocowe albo sernik, chleb (pół na pół z psami zjadany) tudzież jakieś placuszki czy pizza. Ja przyrządzam z własnych zapasów bezglutenowych, Anna czasem dołącza, a czasem swoją używa. Częstotliwość jednak zadziwiłaby niejednego. Ciasto raz na 2 miesiące. Placków dawno nie było i na razie się nie zanosi. Pizzę mam zamiar uskutecznić po jakichś 3 czy 4 miesiącach. Także chleb raz na kilka miesięcy.

Pokazują się sikorki, pilnujące swojej zimowej jadłodajni. Na razie sobie radzą, ale przypominają się, biegając po parapecie za oknem na tarasie i fruwając pod jego dachem. 

Kot nocuje w domu. Myszy się schodzą, jak co roku o tej porze, biegają, przeszukują kąty. 

Kozy doję już od jakiegoś czasu tylko rano, mleka starcza do kawy, na lody i twaróg co 2 dni, litr jogurtu co 4, czasem miękki serek podpuszczkowy. Zrobiły się stateczne, wolą już siano w ciepłej oborze. Wypuszczamy je na wybieg na 2 godziny, aby nogi rozprostowały, a młode wyhasały się.

Stare kury wypierzyły się, ale przestały się z tej okazji nieść. Młode są jeszcze za młode. Zatem zastój jajeczny. I tyle nowin jesiennych.

14 komentarzy:

  1. Zazdroszczę tego bezbolesnego odstawienia potraw mącznych. Ja czasami robię sobie detoksy od glutenu, po 1-2 miesiące, ale bardzo cierpię wtedy. Kocham chleb i to moja największa bolączka ;)) Mogę ciągle jeść chleb masłem, pomidorem, ogórkiem, ogórkiem kiszonym, a nawet cebulką i jestem szczęśliwa ;))
    Pozdrawiam serdecznie, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze, że cudowna sprawa o tej porze roku jeść jeszcze własne warzywka. U mnie na dużo mniejszą skalę niż u Was, ale jeszcze dojadamy swoje dojrzewające na parapecie pomidory, paprykę, a w szklarence i skrzyni sałata, rukola, roszponka i rzodkiewka :))

      Usuń
    2. Hm, ja nauczyłam się jeść sałatki, to wszystko co kładziesz na chlebie mieszam w miseczce, podlewam dobrym olejem albo śmietaną kozią albo jogurtem i wcinam. Czasem trochę ryżu zostanie z obiadu albo pieczona dynia do tego i nie potrzeba chleba. Jeszcze pamiętam zgagę, jaka mnie po nim męczyła... :) ES

      Usuń
  2. Byłabym bardzo nieszczęśliwa nie mogąc jeść chleba:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię chleb. Ale właściwie tylko już jemy taki przez nas upieczony. Dla rozpusty czasem białe bułeczki ze sklepu...
    U nas też mgliście. I gila widziałam, po raz pierwszy o tej porze roku. Zazwyczaj - a też rzadko - widuję gile wczesną wiosną.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niechby sobie już były te myszy, ale wszędzie paskudzą, nadgryzają, po nocach hałasują turlając orzechy po podłodze, więc muszę się bronić przed nimi:-) wczoraj wieczorem mgła osiadła gęsta jak mleko, ciężko jeździło się, ale w nocy zniknęła. Jeszcze kilka rzodkiewek na grządce, ale pewnie już sparciały, za to ładnie wykiełkowała kolendra, której nijak nie mogę obłaskawić smakowo, no śmierdzi mi pluskwiakami i już:-) z kolei jej nasiona roztarte w moździerzu chętnie używam do gulaszu, chłopskich zup, zupełnie inny zapach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dodaję nasiona kolendry do prawdziwej kawy:)

      Usuń
    2. Wow! Muszę spróbować. Stosuję to z goździkami. :)

      Usuń
  5. Witajcie jesiennie :) A propos pieczywa. Tego lata na 2 miesiące odstawiłam całkowicie wszelkie pieczywo. Na śniadanie płatki górskie na wodzie z odrobiną cynamonu i szczyptą cuktu trzcinowego. Potem twarożek z rzodkiewką, szczypiorem i chudą śmietaną. W ciągu dnia - moja ulubiona sałatka grecka z dodatkiem kapusty pekińskiej. Normalny obiad, zwykle tylko drugie danie. Przez te dwa miesiące schudłam 8 kg, aż zaczęłam się bać, że jakaś chroba mnie bierze... Potem wróciłam do pieczywa i wróciło 5 z utraconych kilogramów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety, mimo diety bezglutenowej i bezcukrowej, i faktu, że jem 2 razy dziennie głównie zupy, większość warzyw, mało tłuszczu, to i tak schudnąć nie mogę. W życiu zdarzyło mi się kilka razy schudnąć diametralnie, tak że mnie znajomi ledwo poznawali, ale to było w okresach silnego stresu. To jest to, co zmienia mi spalanie. Czego nie chcę sobie życzyć, więc akceptuję siebie jaką jestem i już. :)

      Usuń
    2. Nie jestem dietetykiem ale staram się słuchać i reagować na potrzeby organizmu. Raz jem to, raz co innego. Ja nie zrobiłam tego żeby się odchudzić ale poczułam potrzebę zjadania innego pokarmu. Masz słuszne i zdrowe podejście do tematu i brawo! Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. W moich stronach rukola, sałata, pietruszka naciowa spokojnie rosną jeszcze na polu. Jak do tej pory tylko niewielkie przymrozki nas nawiedziły, ale sucho jest okropnie. Prawdziwego deszczu nie było już dwa miesiące. Posiane zboża leżą nieskiełkowane po polach. Smutno od patrzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak i u nas jeszcze zielone zrywam pod folią, z grządek kury wygrzebały. Pekinka nawet spore przymrozki potrafi dobrze przetrwać. Jak na razie jest znośnie. Rzeczywiście mało deszczu, za to u nas bardzo mglisto i to ułatwia roślinom trwanie. Choć nie kiełkowanie chyba (musiałabym się przejść po polach, żeby ocenić). ES

      Usuń
  7. U nas problem z kiełkowaniem mają ozime odmiany ekologiczne. Są one siane znacznie później niż zboża w uprawie nieekologicznej, a to z racji wielokrotnego niszczenia mechanicznego chwastów. Kresy wschodniej Lubelszczyzny z utęsknieniem czekają na prawdziwe deszcze.

    OdpowiedzUsuń