19 lutego 2011

U-cieczka

No, i sypie już drugi dzień. Dzisiaj wreszcie przestało wiać. Chata znów wygląda bez zmian, jak na zdjęciu frontowym.
W środku, niestety, też wciąż bez zmian. Bałagan, zmywanie w miednicy w łazience, wszystkie sprzęty kuchenne odstawione na środek, lawiruję wśród nich, aby napalić w piecu, ugotować posiłek, nałożyć na talerze i zwierzęce miski, niczym akrobatka. Pocieszający jest fakt, że już wszystkie płytki naklejone, trzeba jedynie je jeszcze zafugować.
Mam co prawda przez kilka budowlanych lat ostatnich wprawę w takim życiu biwakowym na co dzień, bywało przecież o wiele gorzej! nie tylko ciasno, brudno, lecz na dokładkę zimno. Więc właściwie znoszę niedogodności bez mrugnięcia okiem. Teraz przynajmniej jest ciepło, a i zjeść mogę kulturalnie w jadalnym pokoju na stole, siedząc zwyczajnie na krześle, a nie jakimś chyboczącym się stołku przy chwiejnej ławie. Mało tego, mogę się nawet wykąpać w gorącej wodzie, w ciepłej łazience, a nie w misce wody w kuchni rozgrzanej przez kilka godzin intensywnego palenia pod płytą do 17 stopni Celsjusza!
Dziczeję w tym wszystkim, dodam jeszcze. W ogóle mam tendencje do mizantropii i im dłużej ludzi nie oglądam, tym bardziej nie chce mi się tego robić. Zapadam jakby w jakiś lej, zresztą całkiem przyjemny lej, albo raczej jaskinię, przyjemny do chwili, gdy ktoś zechce mnie z niego wyciągnąć na świat. Boże, jak ja się opieram! Wszystkimi kończynami, prawie gryzę. I nawet nie ma to żadnego logicznego podłoża, ot, dobrze mi w tej mojej jaskini, ze zwierzętami do rozmów i relacji wszelakich, zamiast przedstawicieli własnego gatunku.
I właśnie wczoraj Ania siłą nieomal wyciągnęła mnie na świat Boży. Najpierw kazała wziąć kąpiel, umyć włosy, wynalazła w szafie jakieś ciuchy, w które kazała mi się ustroić i o odpowiedniej godzinie postawiła do pionu.
Narzekałam. I próbowałam oponować.
- Ale zobacz, Miłka nam uciekła i pobiegła na wioskę i jeszcze jej nie ma. Zostanę w domu, to ją wpuszczę.
- Poczeka. A jak ją przymrozi, to będzie miała nauczkę na przyszłość.
- Ale ona ma cieczkę!
- Trudno. Nic już teraz nie poradzimy na to, gdy uciekła.
Chcąc nie chcąc, załadowałam oporne ciało do samochodu i pojechałyśmy.
O 18. w GOKu odbywała się promocja książki Ani Maruszeczko "Kobieta na zakręcie"... Nie powiem, jak na gminne miasteczko przyszło sporo osób. Nina upiekła swoją słynną szarlotkę. Ania, jak zawsze, wyglądała pięknie i dalejże nawijać, jak to w radiu - rozpuszczoną piątą czakrą z udziałem wenusowego uroku osobistego i dowcipu merkurialnego.
Czemu znalazła się akurat w Czeremsze? Ano, mieszka w sąsiedniej gminie, nad brzegiem Bugu, w niewielkiej wioseczce.
Panie i panowie zadawali różne mądre i mniej mądre pytania, Ania nie oszczędzała strun głosowych, aż w końcu spojrzeliśmy cały ostatni rząd na sali na zegarki, i dalejże dawać znaki Szanownej Prelegentce, niczym realizatorzy telewizyjni, żeby kończyła program. No, i zabrała się za podpisywanie swego dzieła, kolejka ustawiła się całkiem spora. Na odchodnym umniejszyłam jeszcze zapas szarlotki na talerzu i pomknęłyśmy z powrotem do chaty, przypomniawszy sobie o tej naszej biednej krótkowłosej suczce na mrozie i wietrze zostawionej.
Była, tkwiła drżąca na tarasie, a na widok samochodu zaczęła piszczeć z radości i podniecenia. Od dzisiaj wychodzi na siku jedynie na smyczy.

6 komentarzy:

  1. http://www.youtube.com/watch?v=JGvecH9ELNc&feature=related

    OdpowiedzUsuń
  2. z tym odzwyczajeniem się od ludzi tez czasami tak mam , ale spotkania zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. a może jednak coś w tym jest? http://www.youtube.com/watch?v=ulWity2z9vE

    OdpowiedzUsuń
  4. !!! ja tylko w kwestii formalnej. zmieniłam adres URL mojego bloga i nie jest jeszcze znajdowany przez wyszukiwarki. więc jeśli chcesz nadal do mnie zaglądać, to pobierz nowy i wklej w miejsce starego : http://www.antropologiapowszednia.blogspot.com/

    pozdrawiam serdecznie!
    baj:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. byazi, już zrobione. ;-) Ewa

    OdpowiedzUsuń
  6. Ania ma racje ,ze Cie Ewo " pogonila ";)) Ja tez tak mam ,ze sie zapale do jakiegos pomyslu zeby wyjsc do ludzi ,a pozniej mysle ,ze wlasciwie to po co cale to szykowanie itd...a jak juz pojde ,to jestem szczesliwa i zadowolona ;)) no my kobiety juz tak mamy ;)Prowadzicie zycie domowo -farmerskie i trzeba do ludzi Ewo ,zeby nie zdziczec....Pozdrawiam Ciebie i Anie :)

    OdpowiedzUsuń