Wczoraj Ania rozpętała burzę pyłową w kuchni całkiem od rana. Czyli, po szczegółowej dyskusji ze mną w sprawie efektu końcowego, zabrała się za czyszczenie starego kredensu z większości dawnego ciemnobrązowego ubarwienia (osiągniętego bejcą i woskiem). Wzbiła swoją machiną tuman drobnego pyłu, który osiadł na każdym szczególe wystroju kuchni. Po czym wpuściła mnie z wodą i ściereczką do dokładnego umycia mebla. Na tym praca moja się nie skończyła, bo jak już myję to myję. Wypucowałam zatem jeszcze kuchenkę gazową i omiotłam zapylenie z głównych sprzętów kuchennych oraz podłogi. Ania zajęła się zaś zalepianiem ubytków w drewnie. I tak nam zeszło do wieczora.
Dzisiaj zaś orzekła rano:
- Mamy miesiąc na doprowadzenie chaty do porządku. Koniec z komputerem i internetem. Pracujemy od rana do wieczora. Idzie wiosna i prace w polu. Koźlęta trzeba odsadzić i zacząć doić kozy. Gnój wywalić z obory. Nie ma czasu na zbytki!
Po czym zjadła cokolwiek i fru! pojechała do domu kultury chodnik tkać.
No, to ja na to konto jeszcze trochę w internecie sobie pobuszuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz