Dawno nie opowiadałam o psach. Nadrabiam temat.
Laba jest już prawie dorosłą, roczną suką. Jeszcze do niedawna zachowywała się po szczeniacku i trudno było ją okiełznać. Jest żywiołowa, uwielbia biegać i ścigać kozy. Robiła to po swojemu. To znaczy ja goniłam kozy przed sobą, ona wyprzedzała stado i zaganiała je od drugiej strony na mnie z powrotem...
Jej relacja z Kolą zbudowała się z czasem. Kola długo była obrażona i stroiła fochy jedynaczki, właściwie do czasu, gdy Laba zaczęła wyglądać jak dorosły pies. Jednym słowem Kola nie znosi dzieci. Laba zachowała wobec niej pokorę i cześć, składa jej hołdy kilka razy dziennie. Nie ma i nie było jednak między nimi zażyłości siostrzanej, jest twarda hierarchia, szefowa i sługa. Zatem nie było nigdy psiej zabawy.
Kola mimo to bardzo widocznie zmieniła się przy Labie, dzięki jej obecności. Dopiero wtedy, gdy się zmieniła, zrozumiałam w jakiej depresji i osamotnieniu była po śmierci Miłki. Najważniejsze, skończyły się ciągle powtarzające się kontuzje tylnej łapy i kulenie przez kilka miesięcy z rzędu! Odmłodniała wyraźnie. Jest pełna zapału, energii, czuje się silna i ważna. Subtelnie także pilnuje porządku i posłuszeństwa wobec nas u reszty psów, nie na darmo nosi ksywę Policja.
Kiedy nastała Paszka, powstała już mini-wataha. Laba nagle, z dnia na dzień wydoroślała i spoważniała. Wzięła pod opiekę szczeniaka i jest najlepszą towarzyszką i nauczycielką Pasi, jaką można by jej wymarzyć. Nagle zrozumiała w którą stronę goni się kozy, słucha rozkazów, potrafi zagonić kozią młodzież do obory i trzymać ją w szachu tak, że można wszystkie kozy spokojnie poutykać w swoich boksach i żadne się nie rozlezie. Ponadto całe godziny spędza na zabawach z Paszką. Tu zauważam wielką inwencję w wymyślaniu zabaw u obu, psy bawią się ze sobą w podobne zabawy co ludzkie dzieci pozostawione samotnie na podwórku. A więc jest gonitwa i wyścigi, zabawa w chowanego, w berka, wspólne gonienie kota lub koguta dla postrachu, nie żeby skrzywdzić (kot się nie obraża, a czasem sam zaczyna zabawę, po czym sprowokowawszy psy wskakuje na daszek i stamtąd śmieje się z nich), dzisiaj było coś w rodzaju piłki nożnej, w której rolę piłki pełniła plastikowa doniczka skradziona z ogródka, podrzucana i "kopana" przednimi łapami i wyrywana sobie zębami. No, i oczywiście psie zapasy, nieustanna tarzanina po piasku i trawie, gryzienie sobie uszu i straszliwe warczenie i szczekanie na siebie nawzajem.
Laba ma też dużą czujność, choć jeszcze nie wychyla się przed szereg i zazwyczaj czeka na pierwszą reakcję Koli. Bo Kola reaguje natychmiast na rozkaz, gdy trzeba pobiec w las i postraszyć nie wiadomo co, a czego wystraszyły się kury. Biegnie wtedy w stronę kurzych gdakań i szczeka bardzo głośno i groźnie. Zazwyczaj to pomaga spłoszyć polującego drapieżnika, choć bywa, że niekiedy za późno. Laba biegnie tuż za nią i czasem się odzywa, czasem nie, zostawiając pole do popisu szefowej. Kiedy jednak Koli nie ma na podwórku, a ona coś zauważy zrywa się z alarmem bez czekania. Na ludzi tylko ujada przy płocie, niegroźnie, ale gdy chodzi o zwierzę zrywa się błyskawicznie do biegu. Od jakiegoś czasu bywało, że wybiegała z zagrody i obszczekiwała dramatycznie brzeg lasu na Górze po drugiej stronie drogi. Nie wchodziła jednak w głąb. Kombinowałam, że to może na jakiegoś grzybiarza szczeka, albo wioskowego partyzanta ukrywającego się przed policją, ale wczoraj okazało się wreszcie, że nie szło jej o człowieka. Z lasu bowiem wychylił się na chwilę lis. I Laba ruszyła z pazura błyskawicznie i tak odruchowo w jego stronę, że lis ledwie ogona w jej pysku nie zostawił. Tym sposobem uratowała życie kurom sąsiada Mikołaja, na które lisisko się zasadziło w krzakach przy drodze.
Paszka jest jeszcze maleńka, więc jej przydatność pasterska jest żadna. Zwłaszcza, że wciąż jeszcze zajmuje z góry upatrzoną pozycję w razie jakiegokolwiek hałasu czy zamieszania na podwórku. Ale widać stopniowe postępy. Przede wszystkim uwielbia zaganiać kurczaki i koguta, bo są jej wzrostu. Potrafi tak się zapamiętać, że wgania całe kurze stado na ziemiankę albo daszek, gdzie oczekują zmiłowania pańskiego, czyli mojego. Ona biega wokół i szczeka piskliwym szczeniackim głosikiem calutka szczęśliwa. Teraz zauważam, że ośmiela się towarzyszyć Labie przy zaganianiu kóz do obory, nie odstępuje jej boku, choć jeszcze sama się nie wychyla. Ale już wykazuje aktywność, a nie strategiczne chowanie się przed biegnącym stadem.
Od samego początku codziennie i bez wyjątku zabieramy ją do każdego obrządku, aby oswoiła się z kozami, a one z nią. Uwielbia te wyjścia, bo może się wtedy swobodnie bawić z Labą przy nas. Gdy raz zaspała i spóźniła się, zaalarmowała nas ogromnym wyciem i piskiem dobiegającymi zza drzwi domu, tak histerycznymi, że trzeba było czym prędzej ją wypuścić na dwór.
Zmieniając na koniec temat wspomnę, że z gusiami stanęło na czterech żywych kubankach, reszta jaj była martwa, być może częściowo niezalężona. Anna wyrzuciła je i zgoniła indyczkę z gniazda, aby rozprostowała mięśnie. Rzeczywiście, chodziła z przykurczem jakiś czas. A my deliberowałyśmy co zrobić. Czy oddać jej czwóreczkę cennych dla nas gąsiąt pod opiekę i ryzykować, że coś się z nimi może stać z różnych powodów, czy nasadzić na kolejnych jajach zielonych nóżek, aby wysiedziała i wyprowadziła kurczęta w kurniku, a nie obce sobie i kurom gąsięta. Po południu decyzja zapadła. Gusie zostają w pudle pod elektryczną kwoką na kilka tygodni, zanim się nie opierzą, potem dołączą do stada starszych gęsi. A indyczka zasiadła na 15 jajach zielonych nóżek na kolejne trzy tygodnie.
no to całkiem sporo tych psów...
OdpowiedzUsuńWiększość ludzi już zapomniała, jaką ważną rolę pełniły psy w służbie człowieka. Nie były tylko towarzyszami zabaw dzieci i kanapowcami, jak to teraz głównie ma miejsce (własnie pisząc to patrzę na moje 2 goldeny rozwalone na kanapie :-), ale chroniły ludzki dobytek. A to z kolei stanowiło o przetrwaniu człowieka.
OdpowiedzUsuńOpowiedziałaś nam prawdziwą i piękną w swojej prostocie historię, przypominającą o pierwotnej funkcji psa. Wasze psy są szczęśliwsze od miejskich kanapowców, ponieważ mają możliwość sprawdzić się w pracy dla człowieka, a to leży w ich naturze, do tego zostały stworzone.
Ostatnio mniej komentuję, ale wciąż podglądam Wasze życie i z pokorą kontempluję opisywane tu prawa natury.