12 lutego 2020

Biała porodówka

Wykoty wystartowały. Pierwsze beebeee w koziarni. I śnieg. Który stopił się do końca dnia.
Kolejny wykot po kilku dniach, z komplikacjami. Nieduża pierwiastka z dwojgiem dużych koźląt w brzuchu. Pierwsze zaczęło wychodzić główką, niedobrze. Weterynarz niedostępny, dał tylko wskazówkę telefonicznie. Trzeba było główkę wepchnąć z powrotem do środka, włożyć rękę, znaleźć nóżki i wyciągnąć na zewnątrz. Udało się i koźlątko nawet nie uszkodzone, choć lekko podduszone było. Wyczyszczone, nakarmione, stanęło na nóżki. Zaraz potem wypadło kozie spod ogona drugie, już samodzielnie. Koza zmęczona, ale jadła i piła bez oporu, a to znak, że wszystko w porządku. Syte i zmęczone dzieci posnęły spokojnie. Teraz to już prawdziwe rozrabiaki.
Wczoraj nowa parka wypadła kozie spod ogona. Stara doświadczona matka, kilka godzin wcześniej pobekiwała do nich w brzuchu, spokojnie żując siano i zachęcając do wyjścia. To takie specjalne czułe ciche beczenie, raz usłyszysz i wiesz, że się szykuje nowe życie na świat. I wypadły, w mgnieniu oka. Bez niczyjej pomocy. Wylizane wyschły i najadły się samodzielnie. I znów spadł śnieg.
Dzisiaj niespodzianka. Pół godziny po wizycie w koziarni przychodzę na obrządek. Z dala słychać płacz jak z porodówki. Zaglądam do każdego boksu i odkrywam, że Malwina własnie wylizuje drugie ze świeżo narodzonych koźląt, czarne. Wyskoczyły oba na świat błyskawicznie. I tak zaskoczyły matkę, że nie zdążyła jeszcze nawet odpowiedniej ilości siary napuścić do strzyków. Pewna bieda jest. Trzeba maleństwa póki co przystawiać do innych matek, albo odmrozić jesienne mleko i dokarmić, póki matka nie będzie w pełni dojna. Zaczął padać śnieg z deszczem, zmywając resztki bieli.

3 komentarze:

  1. Gratulacje ! Podziwiam zwłaszcza to, że sobie poradziłyście przy trudnym porodzie.
    Ale na szczęscie są i te bezproblemowe wykoty, wchodzisz do koziarni, a tu stoją świeżutkie koźlęta, suche i nakarmione. I od razu gotowe do zabawy.
    Ech, lubię, ale w tym roku u nas takich momentów nie będzie. Mamy za dużo kóz. A nie umiemy się ich pozbywać i to jest problem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam z wypiekami na twarzy:) niech się dobrze chowają:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzielne jesteście, kiedyś mój tato też tak pomagał naszym kozom. To było w czasach gdy hodowanie kóz było odbierane jako symbol biedy. Ale my lubiliśmy mleko a kozki były takie ładne. Niech rosną zdrowo 👍🙂

    OdpowiedzUsuń