Kolejny wykot po kilku dniach, z
komplikacjami. Nieduża pierwiastka z dwojgiem dużych koźląt w
brzuchu. Pierwsze zaczęło wychodzić główką, niedobrze.
Weterynarz niedostępny, dał tylko wskazówkę telefonicznie. Trzeba
było główkę wepchnąć z powrotem do środka, włożyć rękę,
znaleźć nóżki i wyciągnąć na zewnątrz. Udało się i koźlątko
nawet nie uszkodzone, choć lekko podduszone było. Wyczyszczone,
nakarmione, stanęło na nóżki. Zaraz potem wypadło kozie spod
ogona drugie, już samodzielnie. Koza zmęczona, ale jadła i piła
bez oporu, a to znak, że wszystko w porządku. Syte i zmęczone dzieci posnęły spokojnie. Teraz to już prawdziwe rozrabiaki.
Wczoraj nowa parka wypadła kozie spod
ogona. Stara doświadczona matka, kilka godzin wcześniej pobekiwała
do nich w brzuchu, spokojnie żując siano i zachęcając do wyjścia.
To takie specjalne czułe ciche beczenie, raz usłyszysz i wiesz, że
się szykuje nowe życie na świat. I wypadły, w mgnieniu oka. Bez
niczyjej pomocy. Wylizane wyschły i najadły się samodzielnie. I znów spadł śnieg.
Dzisiaj niespodzianka. Pół godziny po wizycie w koziarni przychodzę na obrządek. Z dala słychać płacz jak z porodówki. Zaglądam do każdego boksu i odkrywam, że Malwina własnie wylizuje drugie ze świeżo narodzonych koźląt, czarne. Wyskoczyły oba na świat błyskawicznie. I tak zaskoczyły matkę, że nie zdążyła jeszcze nawet odpowiedniej ilości siary napuścić do strzyków. Pewna bieda jest. Trzeba maleństwa póki co przystawiać do innych matek, albo odmrozić jesienne mleko i dokarmić, póki matka nie będzie w pełni dojna. Zaczął padać śnieg z deszczem, zmywając resztki bieli.
Dzisiaj niespodzianka. Pół godziny po wizycie w koziarni przychodzę na obrządek. Z dala słychać płacz jak z porodówki. Zaglądam do każdego boksu i odkrywam, że Malwina własnie wylizuje drugie ze świeżo narodzonych koźląt, czarne. Wyskoczyły oba na świat błyskawicznie. I tak zaskoczyły matkę, że nie zdążyła jeszcze nawet odpowiedniej ilości siary napuścić do strzyków. Pewna bieda jest. Trzeba maleństwa póki co przystawiać do innych matek, albo odmrozić jesienne mleko i dokarmić, póki matka nie będzie w pełni dojna. Zaczął padać śnieg z deszczem, zmywając resztki bieli.
Gratulacje ! Podziwiam zwłaszcza to, że sobie poradziłyście przy trudnym porodzie.
OdpowiedzUsuńAle na szczęscie są i te bezproblemowe wykoty, wchodzisz do koziarni, a tu stoją świeżutkie koźlęta, suche i nakarmione. I od razu gotowe do zabawy.
Ech, lubię, ale w tym roku u nas takich momentów nie będzie. Mamy za dużo kóz. A nie umiemy się ich pozbywać i to jest problem.
Czytałam z wypiekami na twarzy:) niech się dobrze chowają:)
OdpowiedzUsuńDzielne jesteście, kiedyś mój tato też tak pomagał naszym kozom. To było w czasach gdy hodowanie kóz było odbierane jako symbol biedy. Ale my lubiliśmy mleko a kozki były takie ładne. Niech rosną zdrowo 👍🙂
OdpowiedzUsuń