24 października 2019

Kluski leniwe z kozim twarogiem

Wraz z wejściem słońca w znak Skorpiona nadeszła iście listopadowa pogoda. Mimo, że nadal jest ciepło i deszcz nie pada, poranki do późna są otulone gęstą mgłą, wznoszącą się na łąkach i drogach, która skrapla się z hałasem, opadając w postaci para-deszczu z drzew i dachów. Lubię taki czas, choć niedługo się skończy i przyroda wejdzie bardziej otwarcie w fazę gnicia i butwienia. Na razie jeszcze brodzimy w czerwono-żółtych liściach po kolana, a kozy spędzają całe godziny w zagajnikach żywiąc się nimi, ewentualnie ogryzając gałązki. Kurza brać grzebie w miękkiej pożywnej glebie zapamiętale.
Grzybów brak, choć widać tu i ówdzie grzybiarzy. Coś tam niosą z lasu, gdy znają "miejsca grzybne", ale wchodząc w gąszcz z doskoku raczej nic się nie znajdzie. Poza kaniami, które rosną na łąkach i skrajach dróg, jak chwasty. Tych jednakże od lat nie jadam, bo moja wątroba powiedziała stanowcze nie wszelkim smażonym grzybom. Mogę jedynie jeść bez sensacji gotowane, w zupie lub sosie. Trudno, już się z tym pogodziłam. W tym sezonie latem najadłam się kurek, więc nie było tak do końca bezgrzybnie. Poza tym mamy duże zapasy suszonych jeszcze zeszłorocznych, które starczą do kapusty, sosów i bigosu nawet więcej, niż do przyszłego roku.

A właśnie, kapusta. Nie wiem jak u was, ale u nas już zakiszona, w dużej beczułce kamionkowej i już ją jemy. Jakoś sam minął apetyt na pomidory i wszelkie surowizny, teraz jest czas kiszonek i fermentacji. Taki to już rytm naszej przyrody i z nim się zgadza całe moje ciało i instynkt.

Dawno nie było kulinariów na blogu. A jak zawsze, coś się w kuchni smacznego przydarza. Jak choćby domowa czekolada, którą robię od niedawna i nie mogę przestać, tak mi smakuje. To trochę też leczniczo, aby sobie humor poprawić i nie dać się jesienno-bagiennym smętkom zaświatowym, bo jak wiadomo czekolada, a raczej kakao zawiera hormon szczęścia. Ponieważ przyrządzam ją na bazie oleju kokosowego z dodatkiem miodu, z ulubionymi bakaliami, to jeszcze dochodzi pozytywny wpływ tychże, a zwłaszcza owego oleju, który świetnie odżywia mózg, poprawia pamięć, wzrok, pracę wątroby. Warto stosować często od pewnego wieku, zapewniam, bo widzę po sobie dobry skutek. Co do wzroku, którego od dziecka nie mam najlepszego, a ostatnio zaczynam odczuwać większe zmęczenie krótkimi dniami i pracą przy komputerze, dodaję jeszcze codzienne, to znaczy, gdy tylko na to pozwoli aura, wpatrywanie się z zamkniętymi powiekami prosto w słońce. Tak 10-15 minut. Po prostu siadam sobie na ławeczce i wystawiam twarz do słońca tak, aby umieścić je w miejscu środka czoła. Powieki zapobiegają oślepieniu, ale pozwalają pobierać wraz z ciepłem i żółtym zdrowym światłem także witaminę D, niezbędną do dobrej pracy oczu i zapobiegającą ich przemęczeniu.

Odchodząc od tematu czekolady, zanotuję teraz przepis na przepyszne kluski leniwe, przez niektórych zwane pierogami leniwymi, którymi się często zajadamy. W naszym przypadku przyrządzane są z dodatkiem twarogu koziego, który stale wytwarzam w sezonie i codziennie jest świeży. Przy okazji pochwalę się, że ten mój twaróg jest naprawdę doskonały w smaku. Nic lepszego jak dotąd, niż produkt moich rąk z mleka od moich kóz nie jadłam! Ale wracam do tematu.



Bezglutenowe kluski leniwe z twarogiem kozim

Składniki:
3/4 szklanki mąki bezglutenowej  - tworzę mieszankę mąk z tych, które akurat mam w domu, a więc mieszam ze sobą mąkę kukurydzianą, ryżową, gryczaną, jaglaną i ziemniaczaną w dość przypadkowych, mniej więcej równych proporcjach. Gdy którejś z nich nie ma, żaden problem. Może być nawet jeden rodzaj, byleby nie zapomnieć dodać ziemniaczanej, która robi za klej. Oczywiście dla glutenowców nie ma problemu użyć w to miejsce tylko mąki pszennej.
220 gram twarogu - mój jest kozi, świeży, nieodciskany, zatem niezbyt suchy i niezbyt kruchy, tworzy zwartą miazgę i daje się rozsmarowywać. Nie umiem przełożyć go na jakiś zastępnik ze sklepu, bo nie jem twarogów sklepowych od lat. To już kwestia własnych eksperymentów, choć z tego, co wiem, kozich twarogów raczej się nie dostanie w sklepie, muszą wystarczyć te z krowiego mleka, czyli smaku mojej potrawy nie oddadzą.
1 lub 2 jaja od szczęśliwej kury podwórkowo-leśnej.
szczypta soli
1 płaska łyżka cukru

Do polewy:
paczuszka cukru waniliowego
2-3 łyżki masła
1 łyżka cukru do posypania potrawy, ewentualnie, dla słodkolubnych.

Przyrządzenie:
Składniki wymieszać dokładnie w misce, ręcznie ugniatać, po czym ulepić na stolnicy długi wałek. Spłaszczyć go i kroić nożem, dokładnie tak, jak kopytka. Wrzucać na wrzącą osoloną wodę i od chwili wypłynięcia na powierzchnię gotować około 3-4 minut. Wyciągnąć prosto na talerz łyżką cedzakową.
Na talerzu polać kluski roztopionym masłem z dodatkiem cukru waniliowego. Jeśli go brak można posypać kluseczki cynamonem, polać masłem i posłodzić łyżeczką cukru.

Smacznego!
Podana porcja starcza na pożywny obiad dla dwóch osób. Może dodam, że odgrzewane kluseczki już nie są takie miękkie i rozpływające się w ustach, jak prosto z wody, dlatego nie warto robić na zapas.

Można jednak potraktować je jak kopytka i jeść nie na słodko, ale np. z gulaszem, czy innym sosem z dodatkiem surówki. Równie pyszne.

6 komentarzy:

  1. Kluski leniwe muszą zaczekać :D
    Dzisiaj pierogi z kapustą i grzybami. U nas podobnie ze zmianą smaków, surowizna jakoś przebrzmiała a przeprosiliśmy się z kapustą kiszoną :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kluski super, szczególnie dla zdrowia :)
    A czy można prosić o przepis na rzeczoną czekoladę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ dodaję wszystkiego na oko, skieruję cię po prostu do You Tube, gdzie jest mnóstwo filmików na ten temat. Wygóglaj hasło: czekolada domowa.

      Usuń
  3. Kluski prezentują się znakomicie, muszę wypróbować przepis. A co do kani- doskonale się dają suszyć , a potem można je zmielić z również ususzoną włoszczyzną lub nawet same , powstaje taki grzybowy "puder" do ekspresowego dosmaczania zup, sosów - pyszny i prosty w stosowaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz dałam się skusić reklamami tego super proszku i byłam mocno rozczarowana. To nawet nie miało za bardzo smaku grzybów. Może dla kogoś, kto nie ma dojścia do lasu, możliwości ususzenia sobie zapasów z innych grzybów, niż kanie, to jest jakiś zamiennik. My mamy takie zapasy suszonych, że proszek z kani mógłby jedynie mole zadowalać. Właśnie na podwórzu wykwitły na starym pniu drzewa opieńki, omijam, bo do niczego mi one. Kani kilogramy w sadzie i na pastwisku, to samo. Niechaj sobie rosną nie niepokojone. Wątrobę ma się tylko jedną, i ograniczone ilości pokarmu do spożycia, aby zdrowym być i siłę zachować. :)

      Usuń
    2. No popatrz, myślałam, że to mój własny pomysł ! Mnie ten delikatniejszy smak akurat odpowiada, dlatego pisałam o "dosmaczaniu"- sosy i zupy grzybowe też robię z innych suszonych grzybów. Za opieńkami duszonymi przepadam, ale u nas ich- na szczęście -bardzo mało, więc wątroba ma się dobrze :-) Bardzo mi też smakowały zrobione do słoiczków z pomidorami, taka wersja "po kaszubsku".

      Usuń