Nieco czuć wiosnę, choć temperatury raczej stałe.To znaczy ok. zera w nocy (niekiedy z lekkim przymrozkiem), a w dzień kilka stopni wzwyż, z jasnym słońcem, albo pochmurno. Deszcz lekki lub mocniejszy pada wieczorem albo w nocy, czyli jak Pan Bóg przykazał. Wszystko to sprawia, że kiełki wciąż w glebie, słabo główki wyciągają na świat, pączki i trawa wciąż nierychliwe do rozwoju.
Tym niemniej ptaki większe i mniejsze przyleciały, żurawie i bociany osiadły po podróżach swoich, a rano i wieczorem życie umilają ptaki mniejsze, jeszcze nie zajęte gniazdowaniem ani wysiadywaniem jajeczek.
Pszczółki w cieplejsze dni wylatują już z ula i szukają pierwszego leśnego pożytku, na kwitnących wierzbach i leśnych pierwiosnkach.
Drzewa soczyste obdarowują nas wiosennym napitkiem. Sokiem brzozowym i klonowym. Anna co rusz przynosi butelkę pełną chłodnego rarytasu. Nie wiercimy otworów i nie pobieramy kroci. Zwyczajnie łamiemy gałązkę od strony słonecznej i zawieszamy na niej butelkę przywiązaną sznurkiem. Sok kapie cierpliwie, aż do zasklepienia się ranki.
Wczoraj rozpętane zostało przez nas wiosenne wywożenie gnoju z obory. Wilgotny świat napełnił się soczystym aromatem nawozu. Pomagał Sławko, wrzucał urobek na furę, a Anna zawoziła ją doczepioną za hak niedawno dorobiony w warsztacie, Santa Klausem do dziury za chatą, gdzie obornik będzie kompostował co najmniej rok. Cztery razy obrócili. A to ledwie połowa roboty. Sporo kozy wytworzyły materii, nie powiem. To cieszy, bo nasze gospodarstwo wciąż woła o żyźniejszą glebę i prosi się o pokarm.
Czyli dwa boksy wyczyszczone, z trzecim malutkim odsadnikiem. Czeka jeszcze drugie tyle plus dwa kurniki, jeden kurzo-indyczy, drugi gęsi.
Ponadto zaczęły nieść się indyczki. Jeden z dwóch indorów poszedł do ludzi, za kaskę oczywiście. Wcześniej spełniał reproduktorskie obowiązki w dwóch gospodarstwach na naszej wiosce. Zdecydowałam się sprzedać gulguła, bo i tak jeść mamy co, a może komuś się naprawdę przyda. Poza tym dwa indory pilnują siebie nawzajem, a żaden nie bierze się do właściwych samczych czynności. Kiedy jeden zniknął, drugi od razu przypomniał sobie co mu trzeba o tej porze roku zrobić. No, i jaja od razu się pojawiły! Skrupulatnie je zbieram i numeruję.
Dziś zasię leśniczy przydzielił nam leśną działkę do czyszczenia, rzut beretem od chaty. Kozy będą miały co jeść, bo aż drżą do świeżych soczystych gałęzi i kory, po nudnej zimowej diecie. Zatem kolejna praca do wykonania... Wakacje kończą się.
To będą malutkie pisklaki,a to czarne czy brązowe indyki macie?
OdpowiedzUsuńTak na wsi wakacje się kończą razem z zimą:)
Czarno-czerwone.
Usuń