16 lutego 2014

Poranna ulga

Dzisiaj rano przywitał nas w oborze nowy koźlaczek, już suchy, nakarmiony i biegający. Obok jednak leżał na słomie jego martwy braciszek. Trudno. Mimo wszystko czuję wielką ulgę, bo sprawa ciągnęła się męcząco zbyt długo.
Zaczęło się od tego, że Tynia została zraniona rogami przez inną kozę w wymię, już nabrzmiewające mlekiem przed nadchodzącym wykotem. Rana była na szczęście powierzchowna, ale rozległa. Weterynarz zalecił pewne psikadło pokrywające skórę cienką ochronną warstwą. Które zastosowałyśmy po zdezynfekowaniu zranienia.
Tynia z początku zachowywała się normalnie, ale pod skórą wymienia zaczęła tworzyć się torbiel z płynem, co ją najwyraźniej bolało, gdyż przestała się w ogóle kłaść. Biedulka stała z tym swoim wielkim brzuchem, nabrzmiałym wymieniem, całe dnie i noce, nie śpiąc. Trwało to prawie tydzień.
W końcu nie miała już siły chodzić, stawiała zmartwiałe nogi jak szczudełka i chwiała się na nich słabowicie. Oddzieliłyśmy ją w osobnym zapasowym boksie, aby odjąć jej chociaż stres związany z obecnością innych kóz koło niej i konieczności ciągłej uwagi. Nareszcie torbiel pękła, płyn wylał się na zewnątrz i po jeszcze jednej stojącej nocy Tynia położyła się, całkowicie wyczerpana.
Robiłam jej masaże mięśni i czułam, jak bardzo są napięte i zakwaszone.
Dzisiaj nad ranem urodziła szczęśliwego koziołka, pięknie umaszczonego i zdrowego. Nie mamy pojęcia co było przyczyną śmierci drugiego. Być może został uszkodzony jeszcze w trakcie koziej bijatyki w boksie, czyli w łonie matki. Łożysko odeszło prawidłowo. Dostała dodatkowe smakołyki, porcje witamin i chleb z glukozą, na wzmocnienie.

3 komentarze:

  1. Gratulacje koziołka, u mnie dzis też smutny dzień bo mały tryczek niestety nie przeżył, bardzo słaby był a matka go nie chciała karmić, sami dawaliśmy mu mleko ale niestety nie pomogło

    OdpowiedzUsuń