Korniszony wyszły wyśmienite. Z czystym sumieniem polecam przepis na zalewę, podany tutaj. Są chrupkie jak trzeba, nie za kwaśne, nie za słodkie. Z tego powodu przybyło mi pracy, bo Anna zażyczyła sobie większego zapasu. Ogórki wciąż bez końca się kończą... Doprawdy nie wiem, czy zdołamy to wszystko zjeść do wiosny. Zwłaszcza, że na bieżąco przerabiam pomidory. I co rusz gar 8-litrowy na kuchni się warzy. A potem wrzący efekt przelewam pracowicie do butelek i słoiczków.
Bardzo lubię pomidorowy sok i tego akurat jestem pewna, że go wchłonę w ciągu zimy. W kolejce czekają papryki.
Różnego rodzaju, już ogrodniczka sama nie wie jakiego. Przeważnie ostre. Niektóre już dojrzały do swej palącej czerwieni i leczo z kilkoma z nich wyszło nader mocne, więc trzeba będzie przemyśleć, co z tym dobrem zrobić, aby nie zmarnować.
Poza tym chłodno i mokro się zrobiło, zgodnie z wejściem Słońca w znak zimnej Panny i wilgotnej Wenus w wodnym znaku Raka pobudzanej przez pana deszczu Jowisza świecącego z przeciwnego znaku. Merkury leci prędko po niebie to i wiatry przy okazji generuje. Palenie pod kuchnią robi się przyjemnością. Muchy też już właściwie odpuściły.
Anna jakoś częściej do gliny się bierze i swój piecyk odpala w pracowni. Takie ciekawostki z niego później wyciąga.
I jeszcze jedna:
Piękne wyroby! Ta mydelniczka na przedostatnim bardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuń