28 kwietnia 2018

Jak się rozgrzać?

Zimne wciąż noce i mocno rześkie poranki pewnie są winne temu, że Anna wciąż narzeka na różne bóle w kościach i wychłodzenie organizmu. Zawsze, jako rozpieszczona Warszawianka wychowana w temperaturze 30 stopni latem i zimą, reagowała nieadekwatnie na zmiany w pogodzie, ale teraz przekracza wszelkie granice. Trochę mnie to śmieszy, ale przecież widzę, że się męczy. Nie pomagają plastry rozgrzewające, których zresztą w najbliższej aptece zabrakło, bo tak ponoć masowo ludzi połamało lumbago, ani ubieranie się jak na zimę w słoneczne dnie.

Na dokładkę Santa Claus czeka na dostawę jakiejś drobnej części kupionej w internecie, u mechanika, który stwierdził, że to mała usterka i staruszek jeszcze będzie na chodzie. Zatem w razie konieczności pojawienia się w miasteczku w ruch idzie rower. A tych konieczności bywa całkiem sporo. Do sklepu, do domu kultury, do mechanika, na pocztę, albo na autobus do miasta... Po każdej takiej wyprawie, raptem kilkukilometrowej, ale zawsze albo pod zimny wiatr, albo w krótkim południowym upale, wraca na nowo cierpiąca. A to na dreszcze, a to na katar, a to łamanie w kościach, a to na ból głowy albo gardła. Mnie zresztą i bez jazdy na rowerze gardło również kilka dni bolało. Taki czas widocznie...

Zjawili się panowie dwaj i profesjonalnie dokończyli wylewkę podłogi. Schnie teraz, my wciąż w bałaganie remontowym uprawiamy domowy surwiwal. W którym jestem zaprawiona od lat, więc niewiele zauważam z niedogodności. Grunt, że podłoga na tyle stwardniała, że można było biurko wnieść i podłączyć komputery do sieci.

Pisklęta z racji nie tylko owego zimna nocnego, ale i braku dla nich przygotowanego miejsca w budynku gospodarczym, mieszkają w skrzyni przy kaloryferze, w nocy pod włączoną lampą-kwoką. Mają się dobrze, karmione naturalną karmą: osypką, kartoflami, kaszą, gotowanymi jajami, twarogiem (resztą zeszłorocznego z zamrażarki) z dodatkiem posiekanej młodej pokrzywki i domieszką piasku. Tak, dobrze czytacie. Piasku. Kury, podobnie jak kaczki i gęsi mają żołądki przystosowane do trawienia piasku, z którego budują sobie kości, gdy rosną, a potem skorupki jaj, gdy się niosą. Ponieważ nie dostają tak zwanego "startera", czyli mieszanki paszowej z kukurydzy i soi (wszystko GMO) ze sztucznymi witaminami i co tam jeszcze diabeł wymyślił, tylko białko pierwszej klasy z gospodarstwa i witaminy z zieleniny, to wapń i potrzebny budulec otrzymują w postaci zwykłego żwirku. Mają się od tego bardzo dobrze. Ten sposób odkryła i z powodzeniem uskuteczniała w hodowli kaczek moja babka.
Na kilkadziesiąt sztuk tylko dwa pisklęta zdechły zaraz na samym początku, od urodzenia słabowite. Co jest bardzo dobrym wynikiem. Nie miałam nawet takiego, dając im dawno temu z głupoty ów starter. Którego nie chciały jeść i wyraźnie nie lubiły.

Poza tym z wolna urządzamy ogródek permakulturowy pod brzeziną. Pojechała już nań tegoroczna dawka obornika, który ułożony w mało malownicze wały będzie dojrzewał, a przy okazji tradycyjnie posadzi się na nim dynie i cukinie. Robimy to co roku i słabiutka leśna gleba wyraźnie inaczej pracuje, co widać po dorodności traw, które się tam zaczęły mnożyć. Kosimy je latem dla kóz. Teraz ściółkujemy truskawki, maliny i krzewy porzeczek. Które zabierają się do kwitnienia i w większości pozbierały się po klęsce suszy i wymierania. Przyjęło się kilka kwitnących drzewek i krzewów koło pasieki, a także rząd przesadzonych dzikich róż. Kiedyś może zacznie to jakoś wyglądać, bo na razie - mimo naszych wytrwałych starań - wciąż prezentuje się mikro i niedorodnie.
Nawiasem mówiąc zeszłoroczne dynie jeszcze jemy! Już się co prawda kończą, ale zupa dyniowa albo placuszki dyniowo-ziemniaczane bywają na stole co kilka dni.

Poza tym dwa dni temu odbyło się odsadzenie młodzieży od matek na noc i oto pojawiło się mleko. Nie jest go na razie dużo, bo kozy nie pasą się jeszcze zbyt długo na zielonym i nie wszystkie doimy. Ot, dwie godziny dziennie łażą po okolicznych łączkach skubiąc kwietniowe trawy wysokości najwyżej palca u ręki. Ale dobre i to.

Od dwóch dni siedzi także indyczka na 15 jajach, a druga już grzeje gniazdo w oczekiwaniu na podłożenie kolejnej porcji. Z wielką paradą zaczęła się także nieść wreszcie raz na dwa dni moja droga Pulcheria, czyli Balbinowa Pulcia.

4 komentarze:

  1. Czym sciołkujecie krzaczki ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerobioną słomą z kompostem. One wymagają wciąż dokarmiania. Ale truskawki i maliny tylko słomą.

      Usuń
  2. Gdzie i jak przechowujecie te dynie? Ja mam jeszcze tylko dyniowe mrożonki:(

    OdpowiedzUsuń
  3. na nieogrzewanym zimą poddaszu - jest tam dość zimno i sucho

    OdpowiedzUsuń