22 września 2015

Siła natury

Dzięki błogosławionemu działaniu jagód leśnych i naparu z korzenia kobylaka (niniejszym bardzo dziękuję doradzającym!) jestem już w praktyce zdrowa i uwolniona od dręczącej przypadłości, która zabrała mi radość życia w ciągu dwóch tygodni swego trwania.
Niniejszym radzę wszystkim, którzy cierpią z powodu biegunki, bądź gdyby im się coś podobnego w życiu przytrafiło: żadnych tabletek i farmaceutycznych środków, choćby z największą wiarą rekomendowanych. Dwa miesiące cierpień? Jak to znieść?
Jagody zadziałały w ciągu 24 godzin. Jeden słoiczek po dżemie pasteryzowanych owoców zasypanych cukrem zatrzymał niagarę, której nic nie było w stanie zatrzymać, żadna chemia, ani nawet biochemia! Drugi sprawę umocnił. Po czym wszedł w grę kabylak. Po wypiciu trzech kubków naparu (jeden w ciągu jednego dnia) mogę śmiało powiedzieć, że wszystkie objawy znikły całkowicie!
Trochę się nabiedziłam, żeby go znaleźć. W pobliżu nie rośnie. Być może widziałam go rosnącego na naszej łące przygranicznej, ale nie szlo specjalnie na nią jechać. W aptekach nie ma. Znalazłam za pośrednictwem internetu w pewnej hajnowskiej firmie sprzedającej przyprawy i zioła. Kupiłam następnego dnia.
Teraz już tylko piję dwa kubki probiotycznego jogurtu domowej roboty dziennie, na bazie bakterii nabytych w Agrovisie. Czasem dojadam jeszcze białym twarożkiem z dodatkiem czosnku.

Siły wracają dość szybko. Odbyłam pierwszą konsultację u szpitalnej lekarki. Stwierdziła jeszcze trzęsące się kolana, co jest prawdą. Szybko się męczę i muszę godzinę-dwie poleżeć w ciągu dnia, aby odpocząć. Czasem boli mnie głowa, zwłaszcza przed zmianą pogody, albo serce, także plecy. Ale w domu robię już wszystko co trzeba. Serowarzę, sprzątam, gotuję, palę ogień. Uwarzyłam kilkadziesiąt słoiczków keczupu, przyrządziłam i upiekłam pracochłonny pasztet z podrobów koźlęcych, zrobiłam trochę soku z czeremchy. Przy okazji układania nowego zapasu keczupu w piwnicy znalazłam zapomniany słoiczek tegoż z zeszłego roku;. Rewelacja! Mimo upałów sierpniowych przetrwał bez skazy jakościowej. Właśnie się nim raczę.
Ukradłyśmy także naszym pszczółkom jedną ramkę z miodem, pięknie zasklepionym woskiem z obu stron. Za mało, żeby korzystać z miodarki, którą mamy po poprzednich właścicielach siedliska. Ramka została, za radą pani Leny, po zerwaniu warstwy wosku nakłuta specjalnym pszczelarskim dłuto-grzebieniem i ustawiona w pozycji skośnej nad garnkiem odpowiednio szerokim. Miód skapywał cały wieczór, noc i ranek. Jest wspaniały, gęsty. Gęstość mi dotąd nieznana. Znają ją chyba jedynie pszczelarze, bo nie ich klienci. Taka nasza pierwsza drobna radość z posiadania zalążka pasieki.

4 komentarze:

  1. Pozdrawiam i cieszę się bardzo z Twojego powrotu do zdrowia.Czytam blog od dawna i bardzo go ,a przez niego obie Panie lubię.Uwielbiam strony w ,których mieszkacie.Dla mnie to inny świat ,w czasach kiedy często tam bywałam/ wakacje pierwsze w 1970 roku w Okunince nad J.Białym,wtedy ,były tam tylko dwa ośrodki wczasow ,cisza piękne krajobrazy i spokój/widziałam tam spowolnione życie i wspaniałych życzliwych bezkonfliktowych ludzi.Potem bywałam tam często zmiany do 1990 roku następowały ale powoli,potem wszystko przyspieszyło w niesamowitym tempie i niestety zmieniło sìę na niekorzyść.Moje wspaniałe wspomnienia z tamtych lat pozostały na szczęście w mej duszy i wyobraźni .Pozdrawiam Noneczka

    OdpowiedzUsuń
  2. O, to ciekawostka, ż eu Ciebie kobylaka (u mnie tatarczuchem zwanego) nie uświadczysz! Ja mam w tym roku takie ilości, ż ewłaśnie dziś myslałam, czy nie suszyć i nie sprzedawać. Tyle, ze ja stosuje nasiona. Działą błyskawicznie i skutecznie. Żaden stoperan, czy inny nifuroksazyd tak nie daje takiego efektu. Stosowałam u własnych dzieci, jak były malutkie, u męża, który już ma dobrych dziesiąt lat i u zwierzaków obórkowych tyż. Tak, że dary natury góra nad farmacją!

    OdpowiedzUsuń
  3. colorado, wlaściwie nawet nie wiem do końca, czy u nas nie rośnie, bo brak mi wciąż sily, aby przejść się po okolicznych ląkach. Pewnie go gdzieś widziałam, bo kojarzę te badyle z nasionami. Mieszkamy na pustyni, wszystkie zioła są u nas mniejsze, niż gdzieś indziej. Zazwyczaj koncentruję się na zbiorze wrotycza, rumianku, który dopiero rok temu się wysiał i bywa go latem sporo, no, i krwawniku i skrzypu. Przyjrzę się przy jakiejś okazji wycieczki w pole.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluje pierwszego miodu z pasieki.
    Mój dziadek był pszczelarzem i jako dziecko spędzałem u niego wakacje to lubiłem ssać kawałki takiego plastra, taki substytut cukierków :)

    OdpowiedzUsuń