Zaczęły się zimne noce. To i w ścianowym piecu wypada czasem napalić po południu, aby wytworzyć miłe i bezpieczne ciepło w nocy. Oprócz codziennego palenia pod płytą, na której twaróg i obiad warzę. Noc z zaćmieniem Księżyca, bardzo jasną, koty przespały razem w swoich objęciach na fotelu szefowej, zamiast jak dotąd, na dworze. Najwyraźniej było im bardzo przyjemnie w ogrzanym wnętrzu i przypomniały sobie, że bywają domatorami.
Pszczoły dokarmione, przez kilka bardzo ciepłych dni zdążyły zużyć sporą ilość zadanego w podkarmiaczce słodkiego syropu. Mają poza tym zapas tegorocznego miodu, którego im szkoda podbierać. To ciągle młody rój i w fazie rozwojowej, może w przyszłym roku, jak dobrze pójdzie osiągnie znaczniejszą wielkość i zasiedli cały ul. Wtedy będziemy inaczej myśleć.
Litr miodu, jaki udało nam się od nich pozyskać i tak niezwykle nas cieszy. Wosk ma przeznaczenie kremowe, (gdy będzie go więcej zaczniemy wyrabiać świece), a żółty gęsty pachnący miód podjadamy na różne sposoby. Ja najbardziej lubię kanapkę z twarogiem (kozim domowym oczywiście) polanym miodem. Nie ma nic smaczniejszego!
Zaczynają nieść się młode kurki. Znajdujemy codziennie w którymś żłobie, zmiennie, jedno-dwa niewielkie jajeczka. Stare gęsi też się niosą, zatem jajecznego dobra nam nie brakuje.
Koguty nabrały już masy, podobnie jak i tegoroczne białe gęsi. Zatem czasem pojawiają się na stole. W formach pieczonych (nie ma nic lepszego od kotletów z młodej koguciej piersi, nie podpędzanej hormonalnie! i rosołków z gęsiny). Sporo ich jeszcze na podwórzu biega, a ponieważ zbliżają się chłody i głody więc jeszcze trochę pracy przed nami, żeby ten plon zebrać i zabezpieczyć. Pozostawiając do wiosny tylko sztuki przetrwaniowe i nieśne.
Z dojrzałych śliwek węgierek uwarzyłam w wolnowarze konfiturę. Wyszło kilka słoiczków. Wiele nie trzeba dla dwóch osób, ot, smakołyk. W ogrodzie pozostają nadal rosnące jeszcze dynie. Nie są zbyt wielkie, ale na tej naszej pustyni zamienionej niedawno w permakulturową działkę jakimś cudem przetrwały letnie upały i suszę zupełnie bez podlewania, a teraz nabierają masy. Inne warzywka, które nawet przeżyły, to jednak pozostały w formie karłowatej i nieowocującej. Połowa zaściółkowanych truskawek wyschła (ale połowa przeżyła!), podobnie zmarniało trochę sadzonek porzeczek, ale teraz przy jesiennych deszczach widać, że zaczynają odbijać i może nie będzie bardzo źle. Zeszłoroczne ziemniaki, które pozostały w glebie, bo były tak śmiesznie niewydarzone, wielkości piłeczki pingpongowej, że szkoda było zachodu je wykopywać, na wiosnę puściły pięknie liście i zielenią się do tej pory. Zbieram siły, aby wreszcie pójść do nich ze szpadlem i dokonać zbiorów. Jest tego kilkanaście całkiem dorodnych krzaczków.
Przy okazji trwa okazjonalna wymiana ze znajomymi owych dóbr, dzielimy się tym, co kto ma w nadmiarze. To miły zwyczaj wśród wszystkich działkowiczów. Nikt nie lubi patrzeć na marnowanie się nadmiernych plonów przecież. Tym sposobem nastawiam właśnie kolejną jesienną napojkę z mieszanki winogron, niezwykle słodkich po tegorocznym arabskim lecie, czeremchy i jarzębiny. Zajadam się także cygańskim leczo (leczem? głupio brzmi) z dorodnych podarowanych cukinii (nasze już zamieniły się w keczup).
I popijam dary gospodarstwa domowym kefirem.
Słuchając, i nie widząc, lecących wysoko nad chmurami stad dzikich gęsi i żurawi, ciągnących w tym roku jakby kapkę wcześniej i prosto na południe. Co, przypomnę, wróży wczesną zimę. Z innych wróżb, obrodziły latoś dęby żołędziami, a to ponoć także na mroźną i śnieżną zimę wskazuje.
Oby z ta mroźną zimą sie nie sprawdziło, bo boje sie o rury od wody. ez pale ju zw piecu...Pozdrawiam....
OdpowiedzUsuńA u nas na Kurpiach na lekką zimę wróżą.
OdpowiedzUsuńCo przyjdzie, to będzie.
Na winogrona poluję, koniaczek mi chodzi po głowie.
Pozdrawiam, lubię Cię czytać.
Też lubię tu czytać i podglądać :) ale komputer czasem szwankuje. Pogoda ostatnio nie stosuje się do przepowiedni, nawet do prognoz specjalistów. Mam 4 strony traktujące o pogodzie, każda mówi co innego, chyba, że u mnie pustynny mikroklimat. W piecu jeszcze nie palę poza kuchnią, ale koty już jak tylko siądę zwłaszcza wieczorem pchają mi się na kolana, pewnie nie chcą aby pani im zmarzła. O bocianach czytałam, że tłumaczą ich wcześniejszy odlot tym iż wiosna była wczesna i młode wcześniej nauczyły się latać.
OdpowiedzUsuń