2 września 2015

Powrót znikąd

Od wczoraj jestem już w domu. Zaliczyłam 2 tygodnie w szpitalu hajnowskim na oddziale zakaźnym. Musiałam się tam jednak zjawić, bo znów pojawił się ból głowy i gorączka, która szybko skoczyła do 39 i nie było na co czekać. Zaraz mnie tam wzięli w obroty. Krew, EKG, badanie neurologiczne, tomografia mózgu, w końcu punkcja kręgosłupa. Bardzo nieprzyjemne i bolesne doświadczenie, po którym przez dobę nie mogłam podnieść głowy od poduszki i w razie potrzeby musiałam wzywać siostrę basen. Badanie wykazało obecność wirusa KZM, kleszczowego zapalenia mózgu. Ostatni kleszcz, jaki sobie wyciągnęłam ze stopy był jednak zakażony. 
Potem przez tydzień wisiałam na kroplówkach, w porywach do czterech razy na dobę, sole, lekarstwo antywirusowe, antybiotyk, sterydy. Po tygodniu wyjęto mi zaworek z pokłutej trzykrotnie żyły i już tylko leżałam i regenerowałam spory ubytek sił. Chodziłam niepewnie, trzymając się ściany, siedzenie sprawiało, że bolał mnie przekłuty kręgosłup i musiałam zaraz się kłaść, wzrok też szwankował. Zresztą ciągle tak jest, tylko stopniowo coraz dłużej wytrzymuję bez polegiwania. Kuchnia szpitalna to osobna opowieść. Sterylna, beztłuszczowa, bezcukrowa i bezwitaminowa idealnie. I ciągle dla mnie bezglutenowej ryżowe chrupki i ryż pod każdą postacią. W każdym razie wróciłam z ciągłym rozwolnieniem i nocnymi bólami brzucha. Z którymi teraz zaczynam codzienny pokarmowy pojedynek. Jogurt domowy już nastawiony, zaczynam popijać powolutku. Twarożki, smaczne i na zimno tłoczone oleje, zioła, pożywne rosołki, łagodne sałatki.
Pierwszy tydzień był prawie w innym stanie świadomości. Gapiłam się w okno na skrawek nieba ponad murami szpitalnymi. Rano i wieczorem fruwały tam ptaki. Albo słuchałam odgłosów z oddziału, czasem wymieniłam kilka zdań ze współchorymi albo pielęgniarkami. Przez pierwsze dni leżałam na 3 osobowej sali, potem przeniesiono mnie do innej, już bez chorych, wreszcie dołączono do kobiety gorączkującej nie wiadomo, z jakiego powodu. Wyszłyśmy jednego dnia.
W sumie nasz powiatowy szpital zostawił we mnie zaskakująco pozytywne wrażenie. Jest zbudowany dość niedawno, wygodny dla chorych, wyciszone podwójnymi drzwiami sale 3 i najwyżej 6 osobowe, w każdej z nich umywalka i osobna łazienka z prysznicem.

Ania miała gorzej. I wciąż ma, ponieważ siły jeszcze do codziennej pracy nie mam. Całe gospodarstwo na głowie, do tego własne zajęcia i jeszcze wizyty u mnie co drugi dzień, ponad 80 km w obie strony.
No, ale wychodzimy z zakrętu. Może z nowymi wnioskami? I doświadczeniami do spożytkowania?

10 komentarzy:

  1. Całe szczęście, że udało się zdiagnozować chorobę i wdrożyć leczenie. Oby w pełni udało Ci się dojść do zdrowia i sił, bo tych w Waszej gospodarce potrzeba niemało. Dobrze, że wychodzicie z zakrętu :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja myślałam, że susza i trudy z nią związane były powodem Twojego milczenia. Że walczysz z obowiązkami a nie z chorobą. Dobrze, że już teraz jako rekonwalescentka. Znam i rozumiem, bo miałam wirusowe zapalenie opon mózgowych, miesiąc w szpitalu zakaźnym, majaki i odmienne stany świadomości jak Alicja po drugiej stronie lustra. Potem jeszcze miesiąc w domu przemieszczałam się zwolna od łoża do okna. Dopiero po kwartale wróciłam do pracy i do siebie. Mam nadzieję, że teraz medycyna przyspieszyła wyzdrowienie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dużo, dużo zdrowia. Na kleszcze jest dobry olejek z drzewa herbacianego. przed wyjściem w łąki czy las zawsze się smaruje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szybkiego powrotu do zdrowia i pełni sił życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szybkiego powrotu do zdrowia i pełni sił życzę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo Ci współczuję, ale i Ani tez. Jak też ona daje radę sama to wszystko ogarnąć...?W takich jednak okolicznościach miastowi mają lepiej. Nie obciązeni opieką nad zwierzętami mogą spokojnie chorować. My, na wsi bez tego komfortu.
    Pozdrawiam Cię !*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdrowia życzę i powrotu sił ! .

    OdpowiedzUsuń