Potem przez tydzień wisiałam na kroplówkach, w porywach do czterech razy na dobę, sole, lekarstwo antywirusowe, antybiotyk, sterydy. Po tygodniu wyjęto mi zaworek z pokłutej trzykrotnie żyły i już tylko leżałam i regenerowałam spory ubytek sił. Chodziłam niepewnie, trzymając się ściany, siedzenie sprawiało, że bolał mnie przekłuty kręgosłup i musiałam zaraz się kłaść, wzrok też szwankował. Zresztą ciągle tak jest, tylko stopniowo coraz dłużej wytrzymuję bez polegiwania. Kuchnia szpitalna to osobna opowieść. Sterylna, beztłuszczowa, bezcukrowa i bezwitaminowa idealnie. I ciągle dla mnie bezglutenowej ryżowe chrupki i ryż pod każdą postacią. W każdym razie wróciłam z ciągłym rozwolnieniem i nocnymi bólami brzucha. Z którymi teraz zaczynam codzienny pokarmowy pojedynek. Jogurt domowy już nastawiony, zaczynam popijać powolutku. Twarożki, smaczne i na zimno tłoczone oleje, zioła, pożywne rosołki, łagodne sałatki.
Pierwszy tydzień był prawie w innym stanie świadomości.
Gapiłam się w okno na skrawek nieba ponad murami szpitalnymi. Rano i wieczorem
fruwały tam ptaki. Albo słuchałam odgłosów z oddziału, czasem wymieniłam kilka
zdań ze współchorymi albo pielęgniarkami. Przez pierwsze dni leżałam na 3 osobowej sali, potem
przeniesiono mnie do innej, już bez chorych, wreszcie dołączono do kobiety gorączkującej
nie wiadomo, z jakiego powodu. Wyszłyśmy jednego dnia.
W sumie nasz powiatowy szpital zostawił we mnie zaskakująco
pozytywne wrażenie. Jest zbudowany dość niedawno, wygodny dla chorych, wyciszone
podwójnymi drzwiami sale 3 i najwyżej 6 osobowe, w każdej z nich umywalka i osobna łazienka z prysznicem.
Ania miała gorzej. I wciąż ma, ponieważ siły jeszcze do codziennej pracy nie mam. Całe gospodarstwo na głowie, do tego własne zajęcia i jeszcze wizyty u mnie co drugi dzień, ponad 80 km w obie strony.
No, ale wychodzimy z zakrętu. Może z nowymi wnioskami? I doświadczeniami do spożytkowania?
Całe szczęście, że udało się zdiagnozować chorobę i wdrożyć leczenie. Oby w pełni udało Ci się dojść do zdrowia i sił, bo tych w Waszej gospodarce potrzeba niemało. Dobrze, że wychodzicie z zakrętu :-)
OdpowiedzUsuńA ja myślałam, że susza i trudy z nią związane były powodem Twojego milczenia. Że walczysz z obowiązkami a nie z chorobą. Dobrze, że już teraz jako rekonwalescentka. Znam i rozumiem, bo miałam wirusowe zapalenie opon mózgowych, miesiąc w szpitalu zakaźnym, majaki i odmienne stany świadomości jak Alicja po drugiej stronie lustra. Potem jeszcze miesiąc w domu przemieszczałam się zwolna od łoża do okna. Dopiero po kwartale wróciłam do pracy i do siebie. Mam nadzieję, że teraz medycyna przyspieszyła wyzdrowienie.
OdpowiedzUsuńzyczę zdrowia
OdpowiedzUsuńDużo, dużo zdrowia. Na kleszcze jest dobry olejek z drzewa herbacianego. przed wyjściem w łąki czy las zawsze się smaruje.
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu do zdrowia i pełni sił życzę.
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu do zdrowia i pełni sił życzę.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci współczuję, ale i Ani tez. Jak też ona daje radę sama to wszystko ogarnąć...?W takich jednak okolicznościach miastowi mają lepiej. Nie obciązeni opieką nad zwierzętami mogą spokojnie chorować. My, na wsi bez tego komfortu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię !*
Zdrowia życzę.
OdpowiedzUsuńDołączamy do życzeń!
OdpowiedzUsuńPzdr.
Zdrowia życzę i powrotu sił ! .
OdpowiedzUsuń