Po pięknej pogodzie i temperaturze 19 stopni w słoneczne dni, nagle Merkury zaczął na niebie zwalniać w swoim wstecznym ruchu i już prawie przystanął, co zrobi jutro i jeszcze kilka dni zabierze mu rozpędzanie się do przodu. Cofa się, więc wraca do tego co minęło, czyli zimy. Po raz ostatni na jakiś czas. Jest to planeta rządząca wiatrami, a zatem i chmurami, zmienną aurą. Bez niej nie ma żadnej zmiany pogody. No, więc dzisiaj oto co zobaczyłam za oknem pokoju od południa.
Kresowa Zagroda
Małe gospodarstwo na pograniczu wschodnim, przyjazne środowisku i dobrym ludziom, wytrwałe. Na tym blogu można pobyć w nim i poznać jego życie, pracę, poczuć rytm czterech pór roku, a także trochę pofilozofować...
6 kwietnia 2025
Nawrót zimna
28 marca 2025
Ślady wiosenne
I przyszła wiosna, jakaś taka chłodna, słabo wyczuwalna, ale to tak zawsze na Podlasiu. W istocie zaczyna się u nas w kwietniu, gdy pojawiają się pierwsze pączki na drzewach i zawilce w lesie. Spadło trochę deszczu nocami dwiema, więc dzięki temu, że dnie są mało słoneczne, świat jest nawilżony i odświeżony. Są już wszystkie ptaki, żurawie, bociany wioskowe. Codziennie spaceruję w okolicy i obserwuję zmiany, gadam z ptaszkami, gwiżdżąc im do wtóru, mam wrażenie, że niektóre mi odpowiadają. Tak jak ja im.
Poza tym różne cudeńka koło naszej chaty chodzą sobie nocami i porami bezludnymi. Obserwuję różne ślady zostawiane na szutrowej drodze. Wcześniej stadka jeleni, teraz zaś tropy delikatnych stópek mamy sarny i maleńkich raciczek dwojga biegających wokół niej sarniątek. Widać, jak wyszły z sosnowego, gęstego młodniaka po prawej przechodząc do starego lasu po lewej stronie drogi, a w dalszym miejscu wyśledziłam ich powrót do młodniaka.
Któregoś ranka Anna zawołała mnie na dwór. "Chodź, coś zobaczysz. Co to może być?"
Na piasku koło domu snuły się okręgami cienkie linie, gdzieniegdzie pojedynczy trójpalczasty ślad jakby stopy, ale okręgi były duże, spiralne, krążące w jakimś tańcu.
- Hm, na węża to nie wygląda...
Myśl o dziwnych stworach technologicznych była przerażająco-zadziwiająco-zabawna, więc ją odrzuciłam racjonalnie i wyśledziłam kierunek ruchu owego niezidentyfikowanego stwora. Zmierzał na wzgórze ziemianki i tam się urywał. Wkrótce też, odkryłam takie ślady również w obrębie podwórza.
- Oj, już wiem! To nasz Igor w tańcu wokół Ilonki takie ślady zostawia, gdy rozcapierza szeroko skrzydła i ciągnie cienkie ślady lotnymi piórami po piasku!
Poza tym kozy się wreszcie zdecydowały i wiosnę dają poczuć w zabawnych podskokach łatek i szarutek.
8 marca 2025
Przedwiosenne istnienie
Przyleciały żurawie, świetnie, bo już się o nie martwiłam, o tę rodzinę, która stale zza lasu południowego nadaje z rana i wieczora, a czasem przelatuje nad chatą. Nieco wcześniej zleciało się trochę wędrownych mniejszych ptaszków, i wreszcie słychać z okolicy i drzew wokół obejścia pocieszne kwilenia i kląskania, zamiast krakania, skrzeczenia, pohukiwań i chichotów zimowych ptaszydeł.
Po mroźnym okresie, dość długim, ale w przewadze suchym, bo rzadko spadała odrobina śniegu, zaczyna się suche przedwiośnie. Słońce wysoko i ostro świeci, dając tym radośniejszy nastrój światu, ale deszczu ni widu ni słychu.
Wykonuję codziennie poranny spacer drogą koło chaty, słuchając nowin leśnych, razem z węszącymi psami i przezwyciężając przedwiosenne niedomagania, które mnie dopadły, w tym nawrót kamicy po roku zupełnego spokoju w tym względzie. Leczę się domowymi sposobami, powoli wychodzę z zapaści, ale pewnie jeszcze to potrwa, bo ledwie się snuję, taki brak siły.
Zadałam sobie także dotrzymanie wielkiego postu, 3 dni całkowitej głodówki mam za sobą, teraz jem tylko zupę warzywną z odrobiną oleju i piję dużo wody z cytryną dla oczyszczenia organizmu. Zero mięsa, mąki, potraw smażonych, tłuszczu zwierzęcego, kawy i alkoholu. Nawet nieźle mi idzie. A to już piąty dzień.
Misia się rozpędziła i daje już 1,5 litra mleka dziennie, które zbieram, kwaszę i zamieniam w twaróg, a potem go gliwię i robię z niego pyszny serek topiony z kminkiem. Właśnie pierwsza porcja dojrzewa, musi to robić kilka dni, bo przekonałam się, że zesmażony zbyt wcześnie wychodzi za rzadki i mniej smaczny. Musi w tym swoim gliwieniu nieco wyschnąć i zacząć lekko charakterystycznie "pachnieć".
Poza tym drukarnia się wreszcie ogarnęła i po kilku dyskusjach i korektach dała termin realizacji, 19 marca. Kiedy zobaczę książkę w ręku i sprawdzę, czy nie ma błędów dopiero będę mogła zacząć fazę dystrybucji. Niewiele egzemplarzy, bo sto. Nie lubię szaleć, a szybki dodruk jest zawsze możliwy. Książka jest o niszowej treści i mało kto jest w stanie ją przeczytać, choć wszelkie trudności w niej są objaśnione. Nie spodziewam się cudów po ewentualnych czytelnikach. To rzecz dla znawców i miłośników tematu proroczego, historii, symbolizmu i boskich tajemnic istnienia.
15 lutego 2025
Zimowanie
Minął styczeń, mija luty. Niespodziewanie nadeszły mrozy, większe niż około-zerowe przymrozki, nocą dochodzące nawet dwunastu stopni. Sucho przy tym, śniegu jak na lekarstwo. Ptaki domowe snują się zmarznięte po obejściu, dwie kury już zostały pożarte przez las, więc nie spodziewamy się niczego innego, niż zaofiarowała nam wiosna zeszłoroczna, gdy trzeba było wybić prawie całe stado drobiu w wyścigu z drapieżnikami.
Nabrałam nowego pro-zdrowotnego zwyczaju, wychodzenia o poranku na krótki spacer (w sumie jakiś kilometr) traktem koło chaty. Z psami, które to uwielbiają. Obserwacja przyrody codzienna otwiera zmysły lepiej, niż jakiekolwiek inne rozważania. Namierzyłam dzięcioła-sąsiada, raz słyszałam już nawet głos pojedynczego żurawia zza lasu, było to przed mrozami, więc mam nadzieję, że zawrócił do swoich. Poza tym głównie aktywne są gawrony i para kruków mieszkająca opodal przez okrągły rok, która właśnie rano, gdy sobie chodzę, kończy swoje obloty po terenie i zwołuje się krakliwie do gniazda. W nocy pohukują sowy, odzywa się też ptak, którego nazywam "śmiszkiem", bo jego głos przypomina rechotliwy śmiech, albo też "gwizdacz", z którym już umiem pogadać, naśladując jego gwizdy całkiem zgrabnie. Widuję również w dzień na tarasie jak zawsze małe ptactwo w typie sikorek, w te mrozy podrzucam im trochę karmy.
Mimo tej spacerowej nowej tradycji dopadła mnie zaraza przedwiosenna, zwleczona przez Annę z warsztatów z dziećmi, jak zawsze to bywa. Najpierw ona, teraz ja. Na szczęście nic poważnego, raptem katar, zrazu nieco gardło, i potem pokasływanie, gorączka malutka albo wcale. Uruchomiłam materac elektryczny i pokonałam atak dreszczy jednego popołudnia. Biorąc tylko witaminy i krople do nosa. Przez ten czas jedna z kóz poroniła, (zdarzało się i to w naszej hodowli, choć na kilku palcach można zliczyć przypadki), nie jest najmłodsza, poza tym ma agresywną bodącą siostrę dominatorkę. Zatem zaczyna się dojenie, na razie tyle co do kawy, ale w sumie w samą porę. Bo już trzeba było raz dokupić mleko sklepowe do śniadaniowej jaglanki i do kawy właśnie.
Zimowe wieczory zaś i noce częściowo w czas przebudzeń spędzam na lekturze. Och, co radość mieć takie przestrzenie do penetracji wyobraźnią. Głównie czytam fantastykę, począwszy od najstarszych dzieł, ale i nieco filozofów i ksiąg świętych różnych kultur, oraz ufologów. Moje dzieło życia wreszcie żmudnie złożone, pofrunęło do drukarni i czeka na egzemplarz próbny.
18 stycznia 2025
Się kręci
Zofka przywitała z nami nowy rok. Kilka dni temu drugi raz. Miejscowi bowiem obchodzą również małankę według "ruskiego kalendarza", która wypada 13 stycznia. W praktyce odbywa się klasycznie, trochę petard i fajerwerków puszczanych w niebo z poszczególnych wsi. Chłopaki zazwyczaj robią to kulturalnie, koło dwudziestej pierwszej, bo później już pewnie nie trzymają się prosto na nogach, albo w ogóle leżą.
Pogoda tego stycznia leniwa jest, udaje tylko zimę. Choć znajomi znad morza piszą o ogromnych śnieżycach i przeszkodach drogowych, u nas jest grzecznie. Kilka dni popadało nieco, nie na tyle jednak, aby trudzić się specjalnym odśnieżaniem, teraz zeszło całkiem i stopniało. Nad polami unosi się biała mgła. Czasem widać na skraju lasu idącą majestatycznie klępę albo rogatego jelenia, także zostawiają swoje ciężkie ślady na szutrowej drodze obok, z czego wnoszę, że podchodzą dużo bliżej naszej chaty, niż nam się zdaje. To dlatego prawie co noc pies warczy pod drzwiami i szczeka zawzięcie w ciemność, budząc mnie ze snu.
31 grudnia 2024
Noworocznie
I kolejny Sylwester przybieżał...
20 grudnia 2024
Przedświątecznie
Przedświąteczne przejęcia i zajęcia.
Przy tworzeniu choinkowych łańcuchów ogląda się najlepiej filmy, takie jak trzyczęściowy "Hobbit" czy "Władca pierścieni", a ręce same "chodzą". Jeszcze się zastanawiamy czy będzie choinka czy podłaźnica. Trzeba wybrać się do naszej brzezinki, gdzie na skraju rosną jodełki, już niektóre mocno powyginane przez wiatr i blokujące wzrost innym drzewom, to zdecydujemy już z siekierką w ręku.
7 grudnia 2024
Troiście
Zdjęcie okolicznościowe, ot z jakiejś drogi. U nas Mikołaj jeszcze na biegunie dobrze chrapie.
Szczęściem, poprzednio opisana awaria skończyła się po czterech dniach ciurkania, a nie po siedmiu, jak żem sobie pożartowała. Od tej pory nastrajam się do przedświątecznych porządków i przede wszystkim mycia lodówki, którego najbardziej nie lubię i zawsze trzeba mnie gonić batem. Tym razem mikołajowym, tym na renifery...
Anna już się rozpędziła i wieczorami spędza czas na robieniu choinkowych ozdób ze słomy i kolorowej bibułki przy świątecznych filmach na Netfliksie lecących. Ja się na razie skusiłam na obejrzenie w ciągu trzech wieczorów trzech części "Hobbita", pewnie dzięki skojarzeniu krasnali z atmosferą świąteczną. Przed nami jeszcze "Władca pierścieni" też w trzech odsłonach. Nabrałam smaku po przeczytaniu całej trylogii Tolkiena po raz trzeci (i pewnie ostatni) w życiu, wziąwszy ponad dwudziestoletnie przerwy wymagane, aby zapragnąć tego po raz kolejny.
Z atrakcji ostatnich była konieczna wizyta w gabinecie dentystycznym i dzisiejsze jajo, które zniosła stara Pulcheria, może w ramach podarunku świątecznego dla mnie? bo już zapas kaczych i indyczych wziął mi się i wyczerpał... Co prawda, odkryłam niedawno, próbując wszystkiego wpierw z wielką ostrożnością, eksperymentalnie, że moje alergie cudownie zniknęły. Hurra! Mogę jeść glutenowe specjały, fasolę i groch oraz jaja kurze, curry i kurkumę, cieciorkę i ciecierzycę, zupełnie bez efektów ubocznych. Kupiłam więc sobie zapas mąki orkiszowej, i Anna na dobry początek ulepiła nam pierogi z kapustą i grzybami. Kiedy ich spróbowałam dopiero poczułam, czego mi brakowało tyle lat! Jem już też chleb, ale bez przesady i tylko domowego wypieku.
24 listopada 2024
Ciurkanie
Anna pojechała do sklepu po wodę, ale nie było już w sprzedaży piątek, kupiła tylko kilka litrówek, wodociąg stanął przecież w całej gminie. Napaliłam pod płytą, ale ze względu na możliwość przegrzania rur dopływowych do bojlera wygasiłam szybko ogień. Miałyśmy tego dnia ruszyć piec c.o. ale odłożyłam sprawę, do tego też jest potrzebny na początku dopływ i uzupełnienie wody w kaloryferach. Napaliłyśmy mocno w ścianowym, który nie jest zależny od wody w żaden sposób, ani od prądu.
28 października 2024
Zgniła jesień
Zaraz po wejściu Słońca w znak Skorpiona zmieniła się pogoda. Zapanowała zimna wilgoć, powszechne pleśnienie i gnicie zrzucanych letnich szat przez Mać przyrodę. Rdzawo-żółty liść zbrązowiał i chybcikiem zaczął opadanie, spadła temperatura w nocy, a poranki do samego południa zasnuły się gęstymi tumanami mgły. Które kozy przeczekują w oborze, bo boją się mgły i nie lubią mokrych raciczek maczanych w zimnej rosie na pastwisku. Niewiele już mają do robienia na pastwie, choć potrafią się pracowicie raczyć uschłymi badylami, wiechami i kiściami nasion traw i chwastów, znajdują jeszcze niedojedzone gdzieniegdzie usypy żołędzi pod takimi, jak ten na powyższym zdjęciu dębami, których kilka wokół naszego obejścia rośnie. Bardzo lubią żołędzie, żarło wysokoproteinowe, powodujące, że dają mleko tłuste i mocne.
Mleka więc wciąż dostatek, aż jestem tym nieco już znużona. Bo zapas serów żółtych poczyniony został dostateczny dla nas, twaróg przerabiam na ruskie pierogi, kluski z ruskim nadzieniem, awanturkę, sernik, placki z serem, a resztę smażę na serek topiony z kminkiem albo zamrażam. Na szczęście zaobserwowałyśmy rosnące brzuchy u kilku kóz, zatem może zaszły w ciążę niepostrzeżenie, w tzw. "cichej rui", która ponoć w tym roku masowo się wydarzała w hodowlach. Wiem-ci to z grupy dyskusyjnej hodowców krętorogiego bydełka. Są pod obserwacją i codziennie patrzymy, czy płód się nie ruszy w brzuchu, potwierdzając podejrzenie. Brzuchy zaczyna być widać po połowie ciąży, więc jest jeszcze trochę czasu na udój, ale trzeba czuwać i powoli zmniejszać własną korzyść. Której dostajemy jednak wystarczająco na nasze potrzeby.
19 października 2024
Śledzik w ostrej zalewie pomidorowej
Przepis, którym się raczymy ostatnio pasjami, podał Gieno Mientkiewicz w "Śledziożercach", ale można go też spotkać w necie pod nazwą śledzi po kaszubsku. Zdjęcie powyżej pochodzi z internetu i nie oddaje do końca wyglądu potrawy, która rzeczywiście jest zrobiona z sokiem pomidorowym, a nie żadną pastą. Zapisuję tu ku pamięci, aby nie szukać ciągle w zapiskach pisanych.
Skład:
4 wymoczone płaty śledziowe
1 cebula
1 liść laurowy
8 ziarenek pieprzu prawdziwego
8 ziarenek ziela angielskiego
2 łyżki octu jabłkowego
2 łyżeczki cukru
3 łyżki oleju
150 ml soku pomidorowego
szczypta soli, pieprzu, sosu tabasco do wzmocnienia smaku. Ja z braku tabasco dodaję łyżkę chińskiego sosu sojowego i szczyptę pieprzu cayenne.
posiekana nać pietruszki do posypania
Oraz, uwaga!
wódka czysta - 50 g, ale to opcjonalnie. Ja jednak wolę napić się naleweczki klasycznie osobno.
Najpierw zeszkliwiamy pokrojoną w talarki cebulę z dodatkiem oleju, przypraw, cukru i octu, potem dolewamy soku, wzmacniamy smak i zagotowujemy całość. Studzimy zalewę, mieszamy z pokrojonymi śledziami i wstawiamy do chłodziarki na 12 godzin. Na talerzu posypujemy zieloną pietruszką.
Smacznego! I na zdrowie!
9 października 2024
Ecie plecie
I spokojnie. trochę chyłkiem zaczęła się jesień. Nie jest jak dotąd nazbyt przykra, choć są już pierwsze chłody i codziennie muszę palić pod płytą, aby nagrzać ściankę kaflową i podgrzać mieszkanie. Na razie wystarcza godzina palenia, aby ugotować co trzeba przy okazji i nagrzać wodę w bojlerze. Do kąpieli trzeba oczywiście palić przynajmniej dwie godziny.
Anna kupiła nową piłę, stara zaczęła kaprysić i pozostaje jako zapas, i z tą piłą szaleje, tnąc gałęzie ściągnięte z sadu i działki furą, które znakomicie uzupełniają zapasy w drewutni na zimę. To chyba już drugi rok z rzędu, gdy nie kupujemy drewna ani nie ściągamy gałęziówki z leśnictwa. Starczają zimowe połamańce, uschłe stare jabłonki, chrust gromadzony latem, którym palę w ciepłym sezonie, bo to najpraktyczniejsze i najszybciej wodę ogrzewa nie rozgrzewając niepotrzebnie domu.
Kozy wciąż nie weszły w ruję, co już zaczyna nas niecierpliwić.
Dokupiłyśmy ponadto kilka młodych kurek, jeszcze nie niosek i adoptowałyśmy mini kogutka ozdobnej rasy chińskiej, na tym skończyło się Anine odgrażanie się, że koniec z drobiem. Przeważył fakt, że pozostało trochę karmy, która by się zwyczajnie zmarnowała. Ale tak naprawdę sentyment, i wyraźna pustka na podwórku, która nastała po likwidacji większości stada na wiosnę z powodu ataków lisa. Lis na razie odstąpił pola, czasem jedynie słyszę jego szczekanie z głębi lasu, więc może uda się dalsza hodowla. A karmienie drobiu tak weszło mi w krew, że odczuwałam nawet lekką depresję, nie mając do kogo zawołać i zagadać za progiem, jak przywykłam przez tyle lat (właściwie od dziecka). Nowe kurki są zabawnie oswojone, biegną ku mnie, gdy tylko wyjdę na zewnątrz i towarzyszą wszędzie krok w krok. Pulcherii poprawił się humor z tego powodu i spokojnie kontroluje obejście z jakiegoś wyższego stanowiska, które sobie obiera do obserwacji. Daje głośny sygnał przy każdym niebezpieczeństwie, czy ze strony lasu, drapieżnych ptaków czy obcych ludzi przy bramie. I tak się plecie.